piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział III

Leżałam na łóżku godzinami, nie miałam nawet ochoty wstać, aby napić się chociaż wody. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa a z każdą kolejną chwilą czułam się coraz gorzej.
Po chwili poczułam dreszcze na ciele, zrobiło mi się tak zimno, że aż naciągnęłam kołdrę po same oczy.
Nagle rozdzwonił się mój telefon i usłyszałam dość głośny dźwięk, zerknęłam na wyświetlacz aparatu, aby dowiedzieć się kto dzwoni, ”Kubacki”. Bez wahania odebrałam od niego połączenie.
-Cześć. –powiedziałam z lekkim smutkiem w głosie.
-No cześć. –odwzajemnił się. Już po samym przywitaniu się wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie mieć najmniejszego sensu. Kiedyś nie opuszczaliśmy się ani na krok, lecz to wszystko się zmieniło, rozstaliśmy się… Nie ukrywam, żałuję tego szczerze, ale nie mogłam się otrząsnąć po tamtym wydarzeniu a on już nie dawał rady. Stwierdziłam, że będzie to najlepsze wyjście. Jeszcze dwa lata temu myślałam tak samo… Teraz znów czuję do niego co kiedyś, powróciła do mnie ta chęć. Znów jest mi bliski, mogę na niego liczyć. Przez te kilka lat ciszy wiele się odmieniło, na lepsze.
-A co ty masz taki głos, coś się stało? –przypomniała mi się nagle ta jego wielo letnia troska, zawsze mnie wspierał.
-No chyba lekko się przeziębiłam…
-Biedulka –jak to słodko zabrzmiało, ile bym dała, żeby zobaczyć w tym momencie jego minę, musiał wyglądać przeuroczo. –Jak chcesz to mogę do ciebie wpaść, może coś na to poradzę, ja i mój rosołek. –zaśmiał się. Wcale mnie nie zaskoczył, to u niego normalne, że jest cały czas w pogotowiu. A ten jego rosołek wprost ubóstwiam! Wyleczy mnie w mgnieniu oka.
-Jak ty dobrze wiesz czego mi potrzeba.
-No to lecę na zakupy i za pół godziny powinienem być u ciebie- no to zapowiada się udane gotowanie.- Pa kochanie.
-No do zobaczenia. –rozłączyłam się i odłożyłam telefon na mały, drewniany stolik nocny, w zasięgu mojej ręki.
Tak szczerze kiedy tylko usłyszałam jego głos zrobiło mi się o wiele lepiej, więc nie czkając na nic wstałam z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki. Szłam do niej po całkiem nie znanych mi miejscach, czułam się we własnym domu nieswojo. Tak jakbym go nie znała. W tym momencie miałam ochotę wydrzeć się na kogoś bez powodu, wyżalić się.
-Co się ze mną dzieje do jasnej cholery? -klęłam i poszłam dalej.
Siedziałam tam dłuższą chwilę, przez chwilę przeszły mnie dreszcze. Wcale się nie dziwiłam, powód był tylko jeden, energicznie wyskoczyłam spod ciepłej kołdry w samych krótkich spodenkach i starej, rozciągniętej kadrowej koszulce brata. No nie ukrywam, kiedy Krzysiek dostał jakąś kadrową koszulkę, a mu się nie podobała to od razu lądowała w mojej szafie, tak samo bluzy.
-I jak tu go nie kochać? –mruknęłam pod nosem, aż mnie olśniło. Miałam przecież porozmawiać z nim o tajemniczym jak dla mnie porannym gościu. Cały czas zżerała mnie ta głupia ciekawość, momentami wyprowadzała mnie, aż spod kontroli…
Zatrzasnęłam za sobą drzwi od łazienki i gwałtownie wparowałam do salonu. Na mój widok Krzysiek omal co nie spadł z krzesła z przerażenia. Jego mina była bezcenna! Cały czas czułam jego wzrok na mym ciele, nawet wtedy kiedy szłam w przeciwną stronę. Nie chciałam, żeby trwało to dłużej, nie wiem dlaczego mnie tak zmierzał. Coś ze mną nie tak? Nie podoba mu się coś? Musiałam mu dać znak, że w stu procentach to prawdziwa ja!
-Krzysiek mam kilka pytań. –zaczęłam delikatnym tonem, lecz potem dałam mu do zrozumienia o co naprawdę chodzi. –Mogę? –przytaknął tylko głową, był to znak, że mogę zacząć. Milczałam przez dłuższą chwilę, niemiałam zielonego pojęcia od czego zacząć. W takim stanie takie myślenie nie przychodziło łatwo, a on zaczął się denerwować.
-Alicja? –spojrzał się na mnie z przejęciem w oczach. –Stało się coś? –ta jego troska zepsuła właśnie w tym momencie to napięcie, które wisiało między nami… Dlaczego?!
-Nie no coś ty. –powiedziałam żartobliwie, aby go uspokoić. –Chodzi mi o tą poranną sytuację. –Krzysiek spojrzał się na mnie jakby mi chodziło o niewiadomo co. –Nie myśl sobie. –posłałam mu wrogie spojrzenie. –Po prostu ciekawi mnie to kto to był…
-Co??
-No nie gadaj, że nie wiesz… -zaczęłam się z niego śmiać. –Nie wiem kogo zapraszał na obiad. –mruknęłam sobie pod nosem.
-Że niby ja nie pamiętam? –również zaczął się śmiać. –To ty większości nie pamiętasz, co się z tobą w ogóle wczoraj stało? –zapytał , musiał mi się czym odciąć, trafił w sedno! –
-Dużo pamiętam. –posłałam mu złowieszczy uśmiech.
-Tyle pamiętasz, że teraz się mnie pytasz. –zaczął się śmiać jak głupi a ja nie wiedziałam do czego chce nawiązać.
-Nie wiem o czym mówisz. –właśnie w tym momencie zrobił minę wartą uwiecznienia, po prostu nie do opisania!
-Byłaś w takim stanie, że Maniek musiał cię na rękach nosić. Gdyby nie on to na sto procent wyglądałabyś i czułabyś się o wiele gorzej. Teraz ty powinnaś go na rękach nosić za to co dla ciebie zrobił. –Maciek, naprawdę?! Tak się o mnie zatroszczył, no nie ukrywam miło z jego strony. Tak jak sam powiedział, zrobił tak jak powinien postąpić prawdziwy dżentelmen. Po tej wypowiedzi sam siebie wydał!
-I ty niby nie pamiętasz kogo na obiad zapraszałeś. –zaczęłam z niego rżeć. Znów się na mnie tak spojrzał, musiałam jakoś z tego wybrnąć. –Ja na przykład pamiętam, że mnie odwiózł do domu. –pokazałam mu zęby, a następnie schyliłam głowę w dół. Kogo ja tu oszukuję?!
-Bo uwierzę. –posłał mi obiecujące spojrzenie. Miałam ochotę wstać, podejść do niego i zacząć go przekomarzać i się z nim droczyć, niestety coś mi w tym przeszkodziło.
Usłyszałam głośny dzwonek do drzwi. Nie miałam żadnych wątpliwości, że to właśnie Dawid. Zerwałam się z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi, przed tym zauważyłam, że mój braciszek miał takie same zamiary więc tylko go krótko poinformowałam:
-To ktoś do mnie. –pokazałam mu ponownie zęby i ruszyłam.
-Ciekawe kto… -musiał się uczepić!
-Dawid.
-Maciej, a nie Dawid. Nie zapomnij mu podziękować! –będąc przy drzwiach dopiero to usłyszałam, nie czekając na nic odpowiedziałam mu.
-Nie zapomnę! –w tym samym momencie otwierałam drzwi, nie ma szans, że Dawid tego nie usłyszał.
Kiedy drzwi otworzyły się do końca zobaczyłam nieźle ubawionego Dawida. W rękach trzymał dwie pełne zakupów torby, a to oznaczało tylko jedno! Ktoś przyjechał mnie uraczyć!
-Usłyszał. –mruknęłam cicho pod nosem.
-Naprawdę marnie wyglądasz. –przywitał mnie już przy pierwszych spojrzeniach.
Odsunęłam się, aby mógł wejść, następnie zamknęłam za nim drzwi.
-No cześć. –dał mi buziaka w policzek.
-Nie radziłabym bo się pochorujesz. Kruczek mi tego nie wybaczy. –zaczęłam żartobliwie. Dawid, to Dawid. Od razu poczuł moje poczucie humoru. Zawsze w jego towarzystwie się otwierałam, tak jakbyśmy się znali całe życie! Niemożliwe, a jednak.
-Nie przesadzaj. –znów powtórzył swój ruch.
Staliśmy coraz bliżej siebie, nasze ciała się stykały. Jego dłonie spotkały się z moją twarzą, podniósł ją w górę tak, abym na niego spoglądała. Ujrzałam po chwili duże, przejrzyste niebieskie oczy. Ten widok zawsze zabierał mi dech w piersiach, do tego jeszcze te pojedyncze, blond loczki opadające na jego brwi. Lecz dzisiaj było inaczej, nic wielkiego już w tym spojrzeniu nie widziałam, już na mnie nie działał. Dałam to po sobie zobaczyć –spuściłam swoją głowę w dół. Mustaf powtórzył ruch, znów wpatrywałam się w jego źrenice.
–Jak bym powiedział, że to przez ciebie to by odpuścił. –powiedział, aby ratować tą całą bezsensowną sytuację, niestety już nie działało na mnie.
Nie wiem.
Może byłam spragniona nowości?
Cały czas to samo spojrzenie, zwykle działało na mnie porywająco. Kiedy tylko ujrzałam te jego tęczówki miałam ochotę się na niego rzucić. Ale to już było…
-Dziękuję. –oderwałam się od niego, ale poczułam się nagle zimno, brakowało mi jego ciepła. Bez wahania mocno się do niego przytuliłam i dopiero wtedy poczułam jak bardzo mi go brakuję. –Jesteś kochany. -szepnęłam mu do ucha.
*
-No to co szef kuchni serwuje? –spojrzałam się na niego z zaciekawieniem.
Ruszał się po mojej kuchni jak nie wiadomo co, jakby była to też jego. Wiedział wszystko! Gdzie jest mąka, gdzie jarzynka czy też blaszka do tarty. Jak to w ogóle możliwe?!
-Umieram już z głodu. –dalej nie otrzymałam żadnej informacji, musiałam go jakoś podpuścić.
-Zobaczysz jak będzie gotowe. –spojrzał się w moją stronę.
Nagle ruszył w moją stronę, podszedł do mnie i przytulił mocno.
-Aleś ty zimna! –aż ode mnie odskoczył a ja zrobiłam tylko minę niewinnej.
-Nie przesadzasz? –pokręcił głową przecząco, aż mi się głupio zrobiło.
Niespodziewanie rozpiął swoją bluzę i mi podał:
-Masz, bo Krzysiek mi tego nie daruje jeśli twój stan się pogorszy.
Natychmiast wzięłam od niego tą bluzę. Kiedy miałam już ją na sobie pokazałam mu język i wyszczerzyłam zęby.
-Nic nie mówię, ale mam taką samą bluzkę. –warknął żartobliwie.
-Ja też nic nie mówię, ale na górze w mojej szafie leży taka sama bluza.
-Ty zawsze musisz mnie czymś dobić. –parsknął.
-Taka już jestem, jakoś wytrzymałeś ze mną te 5 lat.
Po moich słowach Dawid spoważniał, wcale mu się nie dziwię.
-Wiesz co…
-Proszę nie wracajmy do tego. –już wiedziałam do czego nawiązuje. –Mówiłam ci przecież, że muszę to jeszcze przemyśleć.
-No wiem. –uśmiechnął się od niechcenia.
-Coś ci się czasem nie przypala.
-Nie wierzę! –parsknął żartobliwie, znowu. –Na droczenie będzie czas. –pokazał mi język. Lecz nagle spoważniał. –Kuchnia to nie żarty.
-No fakt, wierzę.
-Jak ja z tobą tyle wytrzymałem?! –spojrzał się na mnie pytająco. Nie wytrzymałam, wybuchłam śmiechem.
*
Leżeliśmy we dwoje na moim łóżku, tak jak za dawnych lat. Leżałam prawie na nim, najwygodniejsza poza. Nie tak jak sama, ciągłe ćwiczenia, bo tu coś przeszkadza, tu coś kuje. Mógłby być przy mnie cały czas.
-Ale ja wygodna… -pomyślałam.
Panowała grobowa cisza, żadnych szmerów. Nic, zero!
-Co tak cicho? –jego głos wyrwał mnie z mojego zajęcia. Nic innego niż bawienie się jego włosami.
-Mała jest u Anety i Kuby więc spokój, a Krzysiek… -zacięłam się gdy tylko pomyślałam o tym gdzie on w ty momencie jest. –U Maćka. –westchnęłam.
-No to chata nasza. –zaśmiał się.
-No masz rację. A jak tam siostra?

-Dobrze. Właśnie jest sprawa. –znowu ten jego uśmieszek.

*___*___*___*___*___*___*___*
Jest i 3 rozdział!
Witam was kochane :*

Nowy rozdział i nowy bohater, Dawid! Kto by pomyślał...
Z tego rozdziału można nawet dużo się dowiedzieć. Dawna miłość, ciekawostka z zeszłej nocy, uczucia.
Chciałam, żeby ten rozdział był jak najlepszy a wyszło jak zawsze... Marnie
No, ale nic. Przecież to nie koniec opowiadania, mam jeszcze czas na poprawę.

Miłego czytania. Buziaczki :*

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział II

Rozdział II
10 minut później staliśmy przed drzwiami mieszkania organizatorów imprezy. Zadzwoniłam do drzwi, po chwili usłyszałam szybkie kroki w naszą stronę, po czym lekko uchyliły się drzwi.
-No jesteście. –przywitał nas gospodarz.
-No jesteśmy! –zaśmiał się Krzysiek.
Po przywitaniu się, w mgnieniu oka znaleźliśmy się w samym centrum mieszkania. Co można o nim powiedzieć… Widać, że jest nowe, w nowoczesnym stylu. Od razu można zauważyć, że mieszka tutaj Anetka z Kubą. Ogólnie panują tutaj kontrasty, czarno – biały, idealne połączenie. No fakt sama bym takie wybrała, lecz mieszkam z Krzysiem i poszłam na kompromis. Wyszło, że biało – brązowe wnętrze.
Fakt, że impreza zaczęła się rozkręcać dopiero o 20 kiedy mała już słodko sobie drzemała na górze. Tak szczerze to nigdy bym się niespodziewana takiego finału swoich imienin. Okazało się, że Kuba. Aneta i Krzysiek wspólnie to wymyślili, tą całą imprezkę.
Wszyscy świetnie wywijali na parkiecie w rytm muzyki. Niestety ja już nie mogłam sobie na to pozwolić… Byłam tak zmęczona, że tylko wracać do domu. Moja mina już nie wróżyła za dobrze, tylko odstraszała innych. Z lekka podkrążone oczy a w dodatku mało mówna… Tak to jest jak przed konkursem śpi się na tej małej kanapie w salonie na dole, już na podłodze zapewne lepiej bym się wyspała. Jakoś się spało na tych zimowiskach za czasów kiedy to jeszcze się było harcerką. To były dobre czasy, tam się robiło wszystko czego nie zna się w realnym świecie dla innych.
Teraz to marzyłam tylko o jednym, żeby zjawił się jakiś książę, wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka spać. Opadałam z nóg, a głupawka dawała swoje  marne jak zawsze znaki obecności. W takiej chwili to powinnam wybuchnąć śmiechem myśląc o tym księciu, sam fakt, że w ogóle o tym pomyślałam.
Siedziałam sama na kanapie zerkając spod rzęs na innych popijając sok pomarańczowy, na nic mocniejszego nie miałam humoru. Był on makabryczny, byłam przygnębiona niewiadomo czym. Przecież wygrałam wyścig trzy razy z rzędu.
Co jest tym powodem?
Po chwili poczułam przeważenie po moim boku, ktoś przysiadł się do mnie. Nie miałam nawet ochoty, a może nawet siły spojrzeć kim jest ta osoba. Pachniało od niego męskimi, dość mocnymi męskimi perfumami. Kiedy tylko się dosiadł poczułam się dziwnie, ja taka przymulona sama siedzę a tu nagle jakiś koleś sobie siada obok mnie. Chyba facet… zapach perfum mówi sam za siebie. No nie ukrywam ładny zapach, taki orzeźwiający no, ale mocny, idealne połączenie.
Nagle poczułam ciepło, nie wiem co je spowodowało, czyżby chciał coś powiedzieć?? Nie myliłam się, bo po chwili odezwał się miły, pełen sympatii męski głos.
-Nawet nie sprawdzisz kto cię tak obserwuje. –zaśmiał się mój towarzysz. W tamtym momencie poczułam się głupio, zwykle to ja pierwsza zagadywałam, byłam śmiała i w ogóle. No miał rację… Co się ze mną dzieje?!
-Przepraszam. –dopiero przy tych słowach obróciłam się w jego stronę. Ujrzałam przystojnego bruneta, jego oczy były jak ciemna czekolada, przesłodka czekolada. Karnacja idealna, włosy także. Ułożone lekko w górę. –Nie wiem co ze mną jest… -mruknęłam sobie pod nosem, lecz on to usłyszał. Mimika jego twarzy zmieniła się momentalnie, tak jakby teraz oczekiwał na jakieś opowiadanie lub coś tego typu. Ale po chwili się uśmiechnął. Tak, że aż mi się zrobiło ciepło na sercu. Prawda taka, kiedy tylko pokazał swoją radość pomyślałam, że to jest Kuba. Sama nie wiem dlaczego… strasznie są do siebie podobni.
Odruchowo odstawiłam na stół szklankę z sokiem. Stwierdziłam, że czegoś mi dosypali, że tak głupio pomyślałam…
-Nie no nie przesadzaj, nie wyglądasz źle, a wręcz przeciwnie. –znów pokazał ten swój uśmieszek, teraz to aż mu się oczy zaświeciły. Po prostu jeszcze raz się tak uśmiechnie to nie wytrzymam, taki przystojniak. A ten uśmiech go jeszcze bardziej zdobi. Starsi ludzie mają rację, uśmiech jest najprawdziwszy, kiedy jednocześnie uśmiechają się oczy.
-Dziękuję, ze tak myślisz. –odwzajemniłam mu się tym samym gestem. Na całe szczęście on tego nie powtórzył. Widać było w jego oczach, że spoważniał. Zniknął słodki chłopaczek a pojawił się dorosły mężczyzna.
-Tak w ogóle to jestem Maciek, brat Kuby. –uśmiechnął się po raz enty! Myślałam, że się tam rozpłynę. Nie mogę już na niego spoglądać, źle on na mnie działa…
-Miło mi. –jak mu na złość nie uśmiechnęłam się, więc on też nie miał odpowiedniego momentu na to. -Ja jestem Alicja, możesz mnie zapamiętać jako tą nieprzytomną. –nie wiem dlaczego to powiedziałam te słowa spowodowały, że zaczęłam się śmiać po czym on też.
-Dobrze zapamiętam. –uśmieszka brak, ale jest oczko. Czyżby nowy sposób na to, aby mnie onieśmielić?!
-Nie śmiej się, ale mam teraz straszną ochotę się położyć i spać.  Jak już wspomniałam nie wiem co ze mną nie tak… Najchętniej to bym się stąd zmyła. –spojrzałam się na niego ze smutkiem w oczach a on przytaknął tak jakby mnie rozumiał. Chciał coś powiedzieć, ale mu się wcięłam, aż mi się głupio zrobiło… -Sorka, że tak mówię, ale nie funkcjonuję już za bardzo… -wyznałam mu szczerze.
-Nie masz za co przepraszać. –uśmiechnął się. Cały czas kiedy to robił dostawałam dreszczy na całym ciele, był on prześliczny. Kiedy tylko on pojawiał się na jego twarzy, brak słów. Nigdy bym nie pomyślała, że w życiu ujrzę w rzeczywistości takiego faceta. –Jak chcesz to połóż się, mi to nie robi problemu. Ważne, żeby tobie było dobrze. –te słowa wywołały we mnie dziwne uczucie…
Nic się nie odzywałam, zrobiłam to czego chciałam. Bez żadnego wahania, swoją głowę zsunęłam na jego kolana, a nogi pozostały na ziemi, aby było mi jakoś wygodnie. Kiedy tylko moja głowa leżała na jego udach, znów poczułam to ciepło. Nareszcie wiem co ono mi przypominało… Taką matczyną troskę. Nie ukrywam strasznie mi jej brakuje.
Nie ma się co dziwić… Od 13 lat nie ma jej już przy nas. A Ojca to nawet na własne oczy nie widziałam. Kiedy miałam 6 lat a Krzysiek niecałe 5, wtedy nasze życie się zmieniło.1 rok, jedna śmiertelna choroba może zniszczyć wszystko! Głupia białaczka zabrała niewinnym kilku letnim dzieciom własną matkę, jedyną deskę ratunku dla nich… Po tym wszystkim trafiliśmy w ręce naszej ciotki, nikt za nią nie przepadał, my także. Podczas pobytu u niej starała się zastąpić naszą mamę, starała się jak tylko mogła, ale to już nie było to samo. Niestety niedawno spotkało ją to samo co mamę. Nie wierzę jak ten świat może być czasem okrutny!! Już nie wspominam o tym co stało się 3 trzy lata temu. Te 13 lat było dla mnie piekłem. Cały czas bacznie pilnuję moich skarbów. Zostali mi tylko oni, Agatka i Krzysio.
Przymknęłam oczy, aby w końcu udać się do krainy Morfeusza. Leżąc tak z przymkniętymi powiekami wspominałam dawne czasy. Nie wiem dlaczego, ale nie były warte uśmiechu, nie było tam kolorowo. Niestety…
Nagle poczułam czyjś dotyk na mojej głowie, był to on. Lekko przerzucał moje Włosy, tak jakby się nimi bawił. Działało to na mnie tak, że natychmiast zasnęłam. Nic tylko mu dziękować, że w końcu mi się to udało.
*
-Na pewno nie zostaniesz na obiad? –usłyszałam męski głos dobiegający zza mnie. Brzmiał znajomo, lecz nie miałam pewność czy to na pewno Krzysiek.
-Nie chcę wam robić jakiś problemów i tak już jestem wam winien przysługę. –znowu męski głos, tym razem to nie Krzysiek. Na pewno!
-Chyba ja tobie. –zaśmiał się Krzysio. –Dziękuję, że ją tutaj przywiozłeś w nocy. Gdyby nie ty to by tam tkwiła nie potrzebnie w tym mieszkaniu. –dodał po chwili.
-Już tak nie przesadzaj, zrobiłem to co powinien zrobić prawdziwy mężczyzna. –po tych słowach zapanowała cisza. Nagle oby dwaj wybuchli śmiechem. A ja głupia nie wiedziałam o co może im chodzić. Mówili niby jasno, a jednak… -Ja lecę, pozdrów ją ode mnie. –głos się oddalał.
-Nie zostaniesz? –krzyknął za kimś Krzysiek.
-Innym razem. –odpowiedział z zawahaniem w głosie.
No i sobie poszedł… Przecież już nie spałam to mogłam wstać i zobaczyć kto to taki. A chyba czas najwyższy, żeby wstać. Krzysio mówił coś o obiedzie, to aż tak długo spałam? Chociaż już się sama sobie nie dziwię, wczoraj chyba, czułam się tak źle, że to możliwe… 

*___*___*___*___*___*___*

Jeśli są jakieś błędy to z góry przepraszam.
Rozdział krótki i pisany na szybcika. :) 
Rozdział pojawił by się szybciej, ale mądra ja zajęłam się czytaniem i nauką. Co by powiedzieć jeszcze... Może ktoś, zauważył, że te opowiadania wychodzą lepsze :) Tak sądzę, a to zasługa innych blogerek! Czytając ich opowiadania uczę się pisać własne, nie ukrywam jest to przydatne.

A jak wam się on podoba?
Od razu mówię, że nie wiem kiedy następny. Na pewno jak wrócę z moich pierwszych wakacji w te wakacje. Mam nadzieję, że zasłużone.

Zostawiam was z rozdziałem a ja lecę się spakować :) Bałtyk już jutro!
Buziaczki Kochane! :*
Alutka

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział I


Po znalezieniu stanowiska od razu pobiegłam się przebrać, pół kilometra przede mną. Idąc do łazienki mijałam wiele, wymarzonych aut. Czy to biały Mustang, czy też stary Chevrolet. Wszystkie bez wyjątku pod maską miały świetne sprzęty, nie da się tego ukryć. Przechodząc obok białego cudeńka powiedziałam sobie w myślach: "Jeszcze dwa wygrane wyścigi i ja też mogę takiego mieć".
Wychodząc z toalety założyłam kask. Nie lubię jak inni mnie oceniają przed wyścigiem, nie znają moich umiejętności i możliwości. Nie mają co oceniać. Najlepiej jest wtedy kiedy facet na linii startu się dowiaduje, że ściga się z dziewczyną. No i ta reakcja na mecie, kiedy zda sobie tą sprawę, że przegrał z dziewczyną.
*  *  *  *  *  *
Dzisiaj  na starcie towarzyszyły mi strasznie, dziwne uczucia. Myślałam że przez jeden głupi błąd mogę stracić najwyższe miejsce na podium. Lecz tak się nie stało! Miłe wspomnienia potrafią zwalczyć niepewność.
Kolejne miejsce na najwyższym stopniu podium znów było moje. Pomyśleć tylko, że coraz bliżej do Mustanga, ale to tylko moje marzenie.
*  *  *  *  *  *
Po całej ceremonii kwiatowej wszyscy, bez wyjątków udali się na swoje stanowiska no i bliskich, aby ewentualnie pogratulować. Lecz prawda jest taka, że kiedy pojawisz się na torze tam zaczyna się walka o najlepsze. Tam nie ma zmiłuj się, chciałeś to masz. Przyjaźń, mile relacje, na torze to się chowa, nie ma na to miejsca. Liczy się tylko zwycięstwo. Wypadniesz, próbuj dalej, ale już nie tutaj. Takie zasady, takie życie od startu.
Ale wracając do ciągu dalszego.
Wiedziałam, że po powrocie z ceremonii czeka mnie jeszcze masa wywiadów. Miałam już dość tych gratulacji, sam organizator składał mi je sześć razy! Tak szczerze to nie lubię tego, nie lubię kiedy mnie się tak zachwala. Nie lubię, nawet mnie to denerwuje. No, ale cóż taką drogę już wybrałam. Trudna, ale co zrobić jak się ma taką pasję i słabość do szybkich maszyn.
*  *  *  *  *  *
Po godzinie spędzonej przed kamerami czułam się wykończona. Męczyły mnie już pierwsze wywiady a co dopiero reszta! To było piekło... Pomijając pytania, na niektóre z nich to musiałam poświęcić dłuższy czas zanim odpowiedziałam. Co się dzieje z tą dzisiejszą prasą i telewizją?!
Chwilę odetchnęłam od obiektywów,  a tu przede mną zaczął się zbierać tłum ludzi a w nim na czele moja córeczka i kochany braciszek. Przerażona wstałam i stanęłam przed samochodem z założonymi rękoma i głośno westchnęłam. Już chciałam ich wyzywać, pouczać. Na dziś miałam już wszystkiego dość. Ale nagle usłyszałam to czego bym się nigdy nie spodziewała. Wszyscy zaczęli śpiewać sto lat. Zrobiłam się cała czerwona, byłam zawstydzona bo nie wiedziałam o co im chodzi. Naprawdę! Dopiero po chwili się skapnęłam, że dziś jest 21 czerwca, czyli moje imieniny. Musiało to dziwnie wyglądać, oni śpiewają mi wesoło sto lat a ja stoję przed nimi zdziwiona z założonymi rękoma.
-Dziękuję wam wszystkim za pamięć. Aż głupio mówić, ale ja sama o nich zapomniałam... - głowę schyliłam w dół i po chwili kontynuowałam dalej z wielkim uśmiechem na twarzy. -Jeszcze raz dziękuję. Takich prezentów, niespodzianek, dzisiaj zastałam dużo. Dziękuję bardzo. -podziękowałam ponownie wszystkim.
W tamtym momencie cała promieniałam radością i szczęściem jakiego nigdy w życiu nie zaczerpnęłam. Dzisiejsza wygrana pokazała mi, na co mnie tak naprawdę stać. Jestem silna i walczę dalej, sięgam po najwyższe stopnie i osiągnięcia. To są moje cele, wygrana.
Po moich słowach podszedł do mnie brat z moją, małą księżniczką na rękach.
-No to wszystkiego najlepszego. -przytulił mnie mocno i pocałował w policzek. -Gratuluję ci z całego serca wygranej, jesteś coraz silniejsza pomimo tej przeszłości. Podziwiam Cię za wszystko! Zawsze masz na wszystko czas, cenię ciebie za wszystko, wierzę w ciebie, że dasz rade walczyć dalej! Chciałbym żebyś w końcu poszukała swoją wielką, jedyną miłość!
-Oh dziękuję. –przytuliłam go jak najmocniej tylko mogłam, trwaliśmy tak długo, aż ocknął mnie czyjś głos wypowiadający moje imię.
Szybko stanęłam równo na nogi, wyprostowana odwróciłam się do głosu.
-Alicjo! –krzyknął mój „trener”. A jeśli już chodzi o niego to nie mam z nim najlepszych skojarzeń. Może i jest wysokim, przystojnym, brunetem, taki w moim typie, ale ma u mnie na koncie wtopę wraz ze swoim kumplem. A w dodatku ma dziewczynę. Niezły wywijas z tego Kuby. A co do tego „trenera” to fikcja, jak byliśmy młodsi to się zawsze bawiliśmy na tym samym podwórku, a on mi wszystko wytykał. Przyszło gimnazjum i zaczęłam zwracać się do niego Trenerze, no i tak zostało.
-O dzień dobry. –odpowiedziałam mu z lekką ironią i wielkim bananem na twarzy. Ciekawe czego teraz chciał ode mnie pan Kot.
-No to wszystkiego najlepszego z okazji tych imienin, tej miłości życzę. –jak to on te ostatnie słowa musiały być podkreślone.
-Dziękuję miło z twojej strony. –podziękowałam i zaczęłam się wycofywać.
Nagle usłyszałam ponownie jego głos, aż podskoczyłam. Jak krzyknie to wszyscy już na nogach.
-O mało bym zapomniał, zapraszam ciebie i Krzyśka dzisiaj do mnie na imprezę. Taki odskok od rzeczywistości.
-No nie wiem… -jego mina zgorzkniała w mgnieniu oka. –Co zrobię z małą? –spojrzałam na niego pytająco, a z chęcią bym się udała na tą imprezę.
-Przecież możesz ją zabrać ze sobą, będzie Aneta. To żaden problem. –uśmiechnął się szeroko po czym sięgnął do kieszeni spodni po swój telefon.
-Dzięki jeszcze raz, to o której się widzimy? –zapytałam z radością.
-Szczegóły właśnie wysyłam ci na telefon. –odpowiedział. Ja tylko pokiwałam głową i westchnęłam:
-Ach ten 21 wiek…

*  *  *  *  *  *
Po przyjeździe do domu dopiero odczytałam wiadomość od Kota.
„Impreza u mnie w mieszkaniu na Grunwaldzkiej 7 o 18.00.”
Krzysiek nawet nie wiedział, że za 2 godziny idziemy na imprezę do Kuby i Anety. Jeszcze chwilę musiałam na niego poczekać zanim wróci z powrotem do Zakopanego.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, szybko pobiegłam je otworzyć.
-No w końcu jesteś! –szybko przytuliłam czule Krzyśka.
-Ej, mała coś się stało? –zapytał spanikowany.
-Nie no coś ty. Już się martwiłam gdzie jesteś. Długo nie wracałeś.
-Przepraszam, mogłem ciebie poinformować. Rozmawiałem jeszcze chwilę z Kubą, idziemy dziś na imprezę do niego… -przerwałam mu szybko.
-Tak, tak wiem. –spojrzałam się na niego na znak, że może kontynuować.
-No to na co czekasz? –spojrzał się na mnie śmiejąc. -Zostało tylko półtora godziny, leć się szykować bo nie zdążysz. –ten to zawsze mnie rozbawi, aż nie wyrabiałam ze śmiechu.
-No ty też. –mówiłam przez śmiech.
-Ty już sobie nie żartuj. –w końcu doprowadziłam braciszka do śmiechu.
Już się wycofywałam, aż nie uwierzyłam w to co chciałam powiedzieć właśnie w tym momencie.
-Wiesz jest mały problem. –rzekłam.
-No nie gadaj. –zaczął się śmiać jakby już się domyślił o co mi chodzi.
-Może weź tą spódniczkę z koronki i jakąś bluzkę. Hm? Co ty na to? –myślałam, że umrę tam ze śmiechu.
-Jak ty mnie dobrze znasz. –przytuliłam mocno braciszka po czym udałam się do swojej sypialni.
Wchodząc do niej mój wzrok przykuł jeden szczegół, na łóżku leżała paczka z kokardą na wierzchu. Nie wiedziałam co to może znaczyć. Szybko podeszłam do łóżka, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Niestety nic na niej nie pisało. Chwilę przysiadłam na łóżku przy niej zastanawiając się od kogo ona może być. Nic nie przychodziło mi do głowy, więc postanowiłam ją otworzyć może tam coś się znajdzie na ten temat. Nie wiem dlaczego, ale otwierałam ją bardzo wolno i ostrożnie, tak jakbym się czegoś bała.
W środku zastałam duże Merci z przyklejoną karteczką „Na osłodzenie każdego dnia” co wywołało na mojej twarzy uśmiech, by ł tam także list. Nie wiedziałam już sama co może w nim być. Koperta była zaklejona i ciężka coś musiało być tam więcej niż sam list. Rozrywałam ją powoli, a tam w środku mniejsza koperta z jakimś dodatkiem i krótki list, oj bardzo.
„ Alicjo!
Może i dawno nie rozmawialiśmy, może mnie nie pamiętasz. To i tak nic nie załagodzi moich uczuć do ciebie. Kiedy tylko Ciebie ujrzałem zrozumiałem, że mam o co walczyć.
Nie będę się ujawniać, lecz będę się do Ciebie zbliżać. Jeśli mnie nie zauważysz to zrozumiem, że nie jestem tym dla Ciebie.

P.S.  W małej kopercie znajdziesz coś dla Siebie. Nosząc to pamiętaj o mnie.

Twój Wielbiciel ”

Po przeczytaniu tego listu poczułam się jak nigdy, taka odmieniona, inaczej. Nie miałam zielonego pojęcia, że ja się komuś podobam i to szaleńczo, że aż listy pisze. Tylko ciekawe kto to…
Nie ukrywam ucieszyłam się, ale też przeraziłam, że to może być jakiś świrnięty koleś. Ale jak pisze, my się znamy. Cały czas ten list będzie dla mnie zagadką. Normalnie, aż się zakochałam w tych słowach…
Chwyciłam do dłoni mniejszą kopertę, którą także szybko jak chwyciłam też rozerwałam, już się nie mogłam doczekać co w niej jest.
Było tam czarne pudełeczko, dłużej nie czekałam na jego otwarcie. Już bez żadnego wahania je rozpakowałam. Gdy ujrzałam jego zawartość, aż mnie zamurowało! Był prześliczny! Taki w moim stylu… Był to srebrny nieśmiertelnik z wybitą treścią: „Dopóki walczysz jesteś Zwycięzcą.”
-Założę go na imprezę. –pomyślałam.
Kiedy tak myślałam spojrzałam się na zegar, który wisi na mojej ścianie a tam wskazówki wskazywały na godzinę 17.10. Rzuciłam wszystko i leciałam się szykować na imprezę. Dobrze, że ten Krzysiu mi pomógł. Co ja bym bez niego zrobiła?
20 minut później byłam już prawie gotowa, lekko wymalowana i odświeżona stałam właśnie przed lustrem w moim pokoju. Sięgnęłam do szafy po ubrania po czym szybko je ubrałam. Ponownie stanęłam przed lustrem czegoś mi brakowało. Nieśmiertelnika od mojego „przyjaciela”. Ubrałam go na szyję i właśnie w tamtym momencie byłam już gotowa.
Na zegarze pojawiła się 17.40. Pobiegłam do pokoju Agatki, aby ją też ubrać. Wyciągnęłam z torby nową sukienkę, idealnie pasowała do mojej spódniczki. Po ubraniu jej, zostało nam 10 minut i fryzura do zrobienia u małej. W błyskawicznym tempie zrobiłam małej kłosa. Gotowe zeszłyśmy na dół, aby ubrać jeszcze buty. I to jest chyba największy problem kobiety… Buty! No nic wzięłam białe szpilki. Idealny zestaw.
-Krzysiek, jesteś gotowy? –zapytałam się go.
-Już idę. –odpowiedział z pośpiechem.
-No i jest nasz przystojniak. –powiedziałam do Agatki, kiedy tylko zauważyłam zbliżającego się do nas Krzysia.
-No wy też ślicznie wyglądacie. –dał nam buziaka w policzek.

*   *   *   *   *   *   *   *
Witam was po miesięcznej przerwie, przepraszam, że tak długo. Takie upały, że aż nie ma co pisać.
Mam nadzieję, że podoba się rozdział. Pierwszy rozdział, długi no nieźle zaczęłam.
Stwierdziłam, że będę pisać dłuższe rozdziały bo wtedy się lepiej czyta, ale będą z tego powodu rzadziej. Jak na wakacje to jakoś co tydzień, ale kiedy przyjdzie wrzesień to sama nie wiem... nowa szkoła to trochę trudniej będzie, ale mam nadzieję, że czas będzie.

A tak z innej beczki, jak tam wam wakacje mijają? Bo mi świetnie!
Aż tęsknię za obozem... ♥