sobota, 13 lutego 2016

Rozdział X


Kolejny dzień z serii „sama w domu”. Krzysiek wraz ze swoją dziewczyną stwierdził, że zabiorą ze sobą Agatkę na termy. Szczerze mówiąc nie znam tej Agnieszki, ale z tego co mi opowiadał to jest miłą osobą. Może nie raz mi się mignęła na ulicy, ale nic więcej o niej ja powiedzieć nie mogę.

Siedziałam na jednym z kuchennych krzeseł przeglądając kuchenne forum w celu poszukania jakiegoś nowego przepisu, gdyż dzisiaj mam gościć dziewczynę mojego brata w celu poznania jej. Nie ukrywam, że nawet ja chciałabym wypaść jak najlepiej, a co dopiero ona czuje. To tak jakby przyszła na kolację do przyszłej teściowej. No, ale nic nie poradzę, że od najmłodszych lat opiekowałam się bratem.

Spokój panujący w pomieszczeniu przerwał rozdzwoniony telefon. Spojrzałam na ekran i moim oczom ukazał się napis: „Dawid dzwoni”. W mojej głowie od razu pojawiły się same złe chwile związane z nim. Tylko po co do mnie dzwoni? Z niechęcią go odebrałam.

-Już myślałem, że nie żyjesz. –usłyszałam głos z drugiej strony.

-Jeszcze żyję. –odparłam znudzona tą rozmową.

-Dlaczego nie odbierałaś? –zapytał mnie a ja o mało nie parsknęłam śmiechem.

-Nie miałam ochoty z tobą rozmawiać. –odpowiedziałam jemu. –A jeśli teraz dzwonisz prawić mi jakieś kazania to dziękuję bardzo i żegnam. –rzuciłam na jednym wydechu.

-Poczekaj. –zareagował dość szybko co mnie bardzo zdziwiło.

-Czego? –warknęłam.

-Nie chcę, żebyś źle o mnie myślała. –odparł wyraźnie przestraszony. –Spotkajmy się i porozmawiajmy. Wolę, żebyśmy byli cały czas przyjaciółmi.

-Przyjaciółmi?! –parsknęłam sarkastycznie. –A czy przyjaciel jest zazdrosny o swojego własnego kolegę z kadry? No chyba nie. –stwierdziłam ironicznie. –Daruj sobie. –dodałam po czym wcisnęłam czerwoną słuchawkę i odetchnęłam z ulgą. –Palant i tyle. –warknęłam odkładając urządzenie na stół.

Wstałam od stołu i udałam się w stronę lodówki. Otworzyłam ją i mnie zamurowało. Nie miałam żadnego ze składników potrzebnych do przygotowania tego dania. Szybko sięgnęłam po telefon, by wykonać krótki telefon, lecz zabrzmiał dzwonek do drzwi. Skierowałam się w stronę, z której dochodził dźwięk. Energicznie otworzyłam grota. Zauważając osobę za nimi stojącą na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech, który chyba jeszcze dzisiaj nie gościł na mojej twarzy.

-Ratujesz mnie. –powiedziałam wpuszczając gościa do środka.

-Zawsze do usług. –odparł z uśmiechem.

-Miałam właśnie do ciebie dzwonić, ale mnie wyprzedziłeś. –uśmiechnęłam się szeroko.

-Cześć. –przytulił mnie kiedy tylko ściągnął swoje buty.

-No cześć. –„oczepiłam” się od niego. –Tak w ogóle to co tutaj robisz? –zapytałam nie znając powodu jego odwiedzin.

-To co widzisz. –wskazał na pełne torby zakupów z marketu.

-Gruba będę. –parsknęłam siadając na blacie.

-Krzysiek zadzwonił i poprosił bym przyjechał i nieco ci pomógł przed kolacją.

-On naprawdę myśli, że ja nie potrafię nic zrobić? –spojrzałam się na niego kpiąco.

-Najwyraźniej, ale ja w ciebie wierzę. –puścił mi oko po czym wziął się za rozpakowywanie zakupów.

-Znasz ją w ogóle? –zapytałam podchodząc do niego w celu pomocy.

-Nie raz kręciła się pod skocznią. –odparł chowając śmietanę do lodówki. –Ale nic poza tym. –dodał stając naprzeciwko mnie. Stał i wpatrywał się w moją twarz.

-Mam coś na twarzy? –zapytałam z lekkim uśmiechem.

-Chodź tu. –podeszłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili zbliżył się do mnie. I po prostu to zrobił. Złączył nasze usta w jeden, długi, czuły i pełen emocji pocałunek. Nie chciałam tego przerywać, chciałam tego więcej, pragnęłam tego. Po kilkunastu sekundach oderwaliśmy się od siebie. Krótki kontakt wzrokowy i wtuliłam się w jego silne ramiona.

*

-Ale tutaj ładnie pachnie. –usłyszałam ciepły, damski głos dochodzący zza ściany. Przyjechali. –westchnęłam zaglądając przez okno.

-Dasz rade. –otulił mnie swoimi ramionami po czym cmoknął mnie w czoło.

-Agatka. –ucieszyłam się na widok biegnącej w moją stronę córeczki. –I jak było? –zapytałam biorąc ją na ręce. Po chwili do salonu weszli i oni. Uśmiechnęłam się do Maćka, na co nie zareagował tak jak myślałam. Wycofał się z kuchni i zmierzał ku wyjścia.

-Nie zostajesz? –dotarł do mych uszu głos mojego brata. –Zostań.

*

-To jak się poznaliście? –spytałam moją „szwagierkę”.

-Pod skocznią. –zaśmiała się Agnieszka.

-Mały wypadek. –dodał od siebie Krzysiek.

-Nie polecam chodzić po zeskoku. –wszyscy parsknęli śmiechem. –Wjechał na mnie i tak się zaczęło. –spojrzałam z pytajnikami w oczach na mojego braciszka.

-Potem ją zaprosiłem na kawę w ramach przeprosin i tak zostało. –uśmiechnął się blondyn.

-A wy jesteście razem, tak? –teraz pytanie zostało skierowane do mnie i bruneta siedzącego obok mnie.

-No tak. –uśmiechnął się patrząc w moje oczy.

*


Dawno się tak nie czułam jak tego dnia. Mam przy sobie kogoś kto się o mnie troszczy nie chcąc nic w zamian. Miłość bezwarunkowa. Kocha mnie, a ja to czuję i wiem. Chcę tego. Chcę kogoś kto będzie mnie kochać w taki sposób jak on… i mam. Mam go przy sobie. Leżę na sofie wtulona w niego. Słyszę jak lekko oddycha. Śpi. Czuję się kochana jak nigdy dotąd. Samą obecnością tutaj tyle dla mnie robi. A Dawid? To przeszłość… nie chcę do tego wracać, a co do naszej „przyjaźni” to już jest nierealne. 

*  *  *  *
Coś mi już nie wychodzi z tym pisaniem... ale będę próbować dalej, a na razie tylko tyle. Mam nadzieję, że choć "tym" was ucieszyłam.
A teraz zapraszam na bloga, który nieco inaczej działa, gdyż jest wena i mnóstwo pomysłów. Klik
Pozdrawiam, Alutka :*

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział IX

Jechaliśmy całą drogę do domu w całkowitym milczeniu, nikt nie raczył się odezwać ani słowem. Nawet mała. Zajrzałam do tyłu, aby sprawdzić jak się czuję bo to dość dziwne, że się w gołe nie odzywa. Spała.
Podjeżdżając pod dom zobaczyłam tylko ciemne okna, nikogo nie było. Krzysiek mówił na serio… Odpięłam pasy i wysiadłam z samochodu a on za mną. Chwyciłam klamkę od tylnich drzwi, ale przeszkodził mi w tym wraz ze swoimi słowami:

-Daj, ja ją wezmę jeśli pozwolisz. –kiwnęłam głową i pozwoliłam mu wziąć małą na ręce.

Zakluczył samochód i skierował się w stronę domu zaraz za mną. Stanęłam centralnie przed drzwiami i rozpięłam z podenerwowaniem swoją torebkę. Niecierpliwie zaczęłam w niej szukać kluczy od tych grot. Otwierając drzwi pozwoliłam mu, aby wszedł pierwszy.

-Jakbyś mógł to zanieś ją na górę do łóżka. –uśmiechnęłam się do niego a on ruszył z małą na rękach do jej pokoju.

Czekając na niego usiadłam na fotelu i zaczęłam przeglądać album z dzieciństwa Agaty. Ba, przecież jej dzieciństwo cały czas trwa i pnie się w górę. Wzięłam album kiedy była jeszcze małym brzdącem, który nie potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa tylko krzyczała. Na jednym leżała w różowym łóżeczku ubrana w prześliczną sukieneczkę w takim samym kolorze. Na czubku jej głowy znajdowała się mała kiteczka upięta kokardką. Taki obraz przypominał mnie, kiedy byłam w jej wieku.

-Miał rację mówiąc, że jest czystym moim odbiciem w lustrze. –powiedziałam cicho ze znaczącą radością.

Po zapoznaniu się z kilkoma z nich poczułam spływające łzy po moich policzkach. Stawały się coraz częstsze aż w końcu nie wytrzymałam i poddałam się emocją. Przypomniał mi się tamten wieczór, do którego nie powinnam wracać, nie mam po co… Nagle na swoim ramieniu poczułam ciepło, czyjąś rękę. Patrzył na mnie zatroskanym wzrokiem, jak nikt inny, było w nim pełno uczucia troski i… smutku…

-Jesteście takie podobne, w stu procentach jest twoim odbiciem. –powiedział siadając obok mnie na kanapie. Szybko otarłam łzy i spróbowałam udawać, że nic takiego się nie stało.

-Słyszałeś? –zapytałam nieco ciszej. Na jego twarzy pojawił się „uśmiech”, widać było, że nie łatwo mu wykonać ten jeden a jakże prosty gest.

Wróciłam wzrokiem do dalszego oglądania zdjęć.

-Mogę? –wyrwał mnie jego głos. Spojrzałam na niego a on tylko wpatrywał się w fotografię. Bez słowa mu go podałam. Teraz to on trzymał to w ręce, po kolei przewijając obrazki. Cały czas bacznie go obserwowałam, był jak zahipnotyzowany, ani razu nie zauważyłam, żeby uśmiech zszedł mu z twarzy. Zainteresowało go jedno zdjęcie z sesji zaraz po wyjściu ze szpitala, patrząc na to zdjęcie swój wzrok skierował na moją osobę. Chwilę milczał, ale w dalszym ciągu wpatrywał się w tą samą kartkę papieru fotograficznego. –Dlaczego udawałaś? –odwrócił się w moją stronę i zapytał. Teraz widziałam w jego oczach smutek i niepewność. Kiedy spojrzał na mnie z tym wzrokiem coś mnie zakuło w sercu, zabolały mnie te słowa i to spojrzenie, a co najważniejsze to, że odczytał wszystkie moje uczucia, które wyraziłam na tym jednym uwiecznionym zdjęciu na zwykłym papierze fotograficznym. Trafił w moją piętę Achillesa…

-No a jak myślisz… –poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. –Zwykle na takich zdjęciach jest jeszcze ojciec dziecka, tutaj tego nie było i nie będzie. –wtuliłam się w jego ramiona i rozryczałam się jak mała dziewczynka. Tutaj w nich czułam się bezpiecznie, wiedziałam, że w nich nie zaznam żadnej krzywdy.

-Dlaczego w ogóle nie dopuszczasz do siebie takiej myśli? –zapytał szeptem. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu prosto w oczy.

-Już jedną osobę zraniłam. Po prostu nie potrafię…

-Ktoś ciebie też zranił, wiesz jakie to uczucie. Ale miłość jest potrzebna a co najlepsze nigdy na nią nie jest za późno.

-Ale Maciek nie rozumiesz! –krzyknęłam. Znów poczułam nadchodzącą burzę wody z moich oczu.

-No nie rozumiem. –odpowiedział. Spuścił głową w dół i milczał.

-Spójrz proszę na mnie. –szepnęłam. Zrobił to o co prosiłam. W jego oczach było tylko jedno, niezrozumienie. –A powiedz mi w ogóle czy ktoś, by chciał taką dziewczynę bez studiów, pracy nic i jeszcze z dzieckiem na głowie. No sam pomyśl. –dokończyłam szepcząc.

-Nie wierzysz w siebie. –podsumował stanowczo. Teraz to ja schowałam głowę w nogi i zaczęłam płakać. Po prostu miał rację i rozumiał mnie lepiej niż ja sama. Po chwili poczułam lekkie szarpnięcie i po małym przemieszczeniu się leżałam wtulona w niego przylegając głową do jego torsu. Buchało od niego ciepłem, który spowodował, że przestałam płakać i uspokoiłam się trochę.

-Czy chcesz czy nie, ale muszę komuś to opowiedzieć. Nie chcę dusić tego w siebie. –zaczęłam skupiając swój wzrok na palącym się kominku.

-Jasne, wyrzuć to z siebie i uwolnij emocje. –szepnął. Poczułam jak bardziej mnie przyciągając do siebie.

-Wracałam wieczorem z siłowni, szłam ciemnymi zakamarkami Zakopanego niczego nie świadoma zboczyłam z drogi i poszłam na skróty przez park. Głupia szłam wzdłuż rosnących drzew, zero światła tylko księżyc górujący na niebie. Mogę dodać, że była wtedy pełnia. No i po prostu nagle ktoś na mnie naskoczył od tyłu no i po prostu no chyba nie muszę dalej mówić. Próbowałam się uwolnić, obkładałam go pięściami, kopałam, ale nic. Nawet nie widziałam jego twarzy, miał kominiarkę. Sama się dziwię, że doszłam do domu w takim stanie. Nie ukrywam, że nie było stamtąd daleko do mojego domu…

-Nie rozumiem cię jak możesz tak normalnie o tym mówić. –zapytał zaskoczony.

-Dało mi to dużo do myślenia. –uśmiechnęłam się lekko pod nosem.  Myślę, że to mnie czegoś nauczyło i dzięki temu zrozumiałam jacy potrafią być ludzie, doświadczyłam tego na własnej skórze i szczerze nie polecam. –odwróciłam się w jego stronę i napotkałam jego wzrok. Uśmiechał się a z jego spojrzenia można było wyczytać tylko dumę. –Nic na to nie poradzę, że tak to odbieram. –uśmiechnęłam się do niego.

-A jak się czułaś w kolejne dni po tym wszystkim? –zapytał.

-Pewnie się domyślasz, że nie było mi lekko. Starałam być się silna, ale gdy przyszedł 5 miesiąc myślałam, że się załamię. Ludzie wytykali mnie palcami i opowiadali głupoty, że się puściłam i w ogóle. Mówili tak a nie znali prawdy, szukali sensacji a ja byłam w tym wszystkim ofiarą.

-Takie sytuacje są bardzo dobrym momentem, aby spojrzeć na świat z innej strony. Nie dziwię się, że po tym  wszystkim masz właśnie takie zdanie o ludziach.

-Dziękuję, że mnie rozumiesz. –po woli wstałam z legowiska i udałam się do kuchni. –Masz ochotę może na coś do picia?! –krzyknęłam zza ściany.

-Kawę poproszę.

-Nie masz ochoty na coś mocniejszego?! –ponownie zapytałam.

-Zależy co serwuje gospodyni. –usłyszałam jego śmiech co wywołało uśmiech na mojej twarzy.

-Wino! Może być?!

-Może!

Sięgnęłam z szafki dwie lampki do wina, odłożyłam je na stół i stanęłam przed szafką na alkohol. Śledziłam wzrokiem po kolei etykiety: „Marini”, „Carlo Rossi”, „La Legua”, „Domaine Bousquet”. Chwyciłam jedno z nich i udałam się do salonu do mojego towarzysza. Stanęłam przed nim i z uśmiechem powierzyłam mu butelkę, aby to on ją otworzył. W tym czasie ja wróciłam do kuchni i po chwili powróciłam do niego z naczyniami do napoju.

Po pomieszczeniu rozległ się głośny huk, który był wywołany otwieraniem wina.

*
-Co zamierzasz dalej robić w życiu? –zapytał nalewając czwartą lampkę wina. -Bo wygląda na to, że siedzenie na kanapie bez czynnie tobie nie przypasowało. –zaśmiał się podając mi naczynie z cieczą po czym twardo się oparł o oparcie kanapy.

-Myślę cały czas nad jednymi studiami. –odparłam upijając łyk. –AWF i te strony, a dokładniej to turystyka.


-Powiem ci, że ciekawie. Ja osobiście polecam ci Kraków. –kiedy usłyszałam jego słowa zaczęłam się śmiać.


*  *  *  *  *
Cześć kochane!
Stwierdziłam, że dam wam do przeczytania chociaż to, strasznie krótkie, ale jest. Tak szczerze to sama nie wiem co dalej, ciężko mi idzie to pisanie. Zobaczymy co dalej. Teraz zapraszam na "Mój cień jest jedyną rzeczą, która mi towarzyszy".

Pozdrawiam, Alutka :*

środa, 4 listopada 2015

Rozdział VIII

-Naprawdę mu tak powiedziałaś? –kiwnęłam twierdząco głową na co zrobiła wielkie oczy. –No nie gadaj. –opadła bezradnie na kanapę unosząc przed siebie ręce z niedowierzenia.

-A co miałam zrobić?! –oburzyłam się.

-No nie wiem…

-Boję się tylko jednego…

-Jak zareaguje pani Gosia. –dokończyła. –Czyli jednak o czymś myślałaś posuwając się do tego stopnia. –dodała po chwili.

-Aneta to nie jest tak jak myślisz. Po porostu nic już z tego by nie było, musi ona to zrozumieć tak jak ty z resztą, co wydawało mi się dla ciebie zrozumiałe jeszcze tydzień temu w sobotę przed samym ślubem.

-No, ale ja ciebie rozumiem jak nikt inny. Przecież…

-Aneta! –wrzasnęłam, od razu swój wzrok przeniosła na moja osobę wpatrując się we mnie z zaskoczeniem. –On jest o mnie zazdrosny. –kontynuowałam nieco już uspokojona.

-No to chyba normalne, co nie? –wtrąciła się.

-O Maćka. –momentalnie jej oczy zrobiły się duże i zaniemówiła. –No, ale o Maćka, ty to rozumiesz? Zobaczył jego bluzę u mnie w salonie i od razu zaczął kłótnię.       

-Ale zazdrośnik…

-Blond zazdrośnica. –parsknęłam śmiechem, od razu poczułam, że atmosfera tej rozmowy się rozluźniła.

-A mogę o coś zapytać? –przytaknęłam głową. –No, ale wiesz… No ty nic z Maćkiem? –jej słowa były dla mnie nie zrozumiałe co od razu zauważyła bo zaczęła kontynuować. –No wiesz chciałam się tylko upewnić, no bo…

-Weź ty też za dużo sobie nie wyobrażaj. –wcięłam się.

-Mam jeszcze dużo do powiedzenia na ten temat, ale jak wolisz. Kończymy ten temat i zapominamy, może być? –spojrzała na mnie pytająco a ja tylko wydusiłam z siebie lekki uśmiech, który w 100 procentach oznaczał potwierdzenie tego pomysłu.

*
Można powiedzieć, że dzisiaj mamy leniucha. Po powrocie od Anety przyszła pora obiadowa, a po zjedzeniu go wylądowaliśmy właśnie tutaj, w salonie na kanapie, wszyscy w trójkę wtuleni w siebie. Na pewno gdyby ktoś wszedł teraz do domu nie wiedziałby co się tutaj dzieje. Na ulicy nie raz spotykałam się z takim czymś kiedy ludzie naprawdę myśleli, że ja i Krzysiek to para a Agata jest owocem tego związku. Każdy ma przecież prawo do jakiejkolwiek pomyłki tak samo jak do popełnienia błędu. Uczymy się na błędach, nikt nam tego nie zaprzeczy. Dostajemy od życia drugą szansę, której nie możemy zaprzepaścić.

*
Dziś po raz kolejny stanęłam na torze wyścigowym a wraz ze mną kilku innych zawodników. Szczerze mówiąc nie wiem z kim rywalizuję, jakoś nie zwracam na to uwagi. Jednego byłam pewna, jestem jedyną kobietą na starcie jak i na mecie. Na całe szczęście u nas nie jest tak jak w Ameryce, wychodzi atrakcyjna kobieta przed samochody z chorągiewkami w kratę biało-czarną i macha gotowi, do startu, start. No i ruszyli! Nie ukrywam, że płci przeciwnej się to bardzo podoba no, ale litości dla nas kobiet! Mogłoby być jak tam im się tylko podoba… Tylko, że tutaj w moim przypadku liczy się jedno. Liczy się tylko zwycięstwo, droga po nie! Win a race!  5 okrążeń i będzie wszystko jasne, kto wygra a kto wróci załamany do domu. Dopiero na podium się okazuje z kim miałam właściwie do czynienia na torze.
Stojąc na starcie znów czułam się strasznie dziwnie, choć wiedziałam, że na trybunie są moi najbliżsi, którzy wspierają mnie jak tylko mogą, z całych sił. A co najważniejsze wierzą we mnie, w moje nie małe możliwości. Posłusznie zgodnie z komendą prowadzącego spojrzałam przed siebie na wielkie światła, które momentalnie zaświeciły się na czerwono. Po chwili zmieniły się na pomarańcz i nagle zawidniał zielony kolor. Szybko wrzuciłam gaz, zmieniłam bieg i już wysunęłam się na prowadzenie. Nawet nie próbowałam zwracać uwagi na to czy jestem na początku czy też na samym tyle. Dawałam z siebie 110%. Nawet nie wiem kiedy miałam za sobą 4 okrążenia. Wyszłam z zakrętu perfekcyjnie.

-Teraz tylko prosta po zwycięstwo. –westchnęłam widząc, że przede mną został tylko niewielki prosty odcinek.

*
Stałam na podium, na najwyższym stopniu, co mnie dzisiaj w ogóle nie zaskoczyło, ponieważ moja konkurencja nie była z pierwszych stron gazet. Na niższym miejscu stał Maciej, ten Maciek Kot, przez cały czas nie schodził mu uśmiech kiedy tylko na mnie spoglądał. Nie zostało mi nic innego jak odwzajemnić mu się tym samym, może i wymuszony, ale zawsze coś. Ostatni stopień należał do tutejszego „mistrza”, którym był nikt inny jak Tomasz Zbójkowski. Cieszyłam się jak głupia oblewając szampanem pozostałych zawodników, tak jak we F1. Byłam przepełniona euforią, znów stanęłam na górze, znów prowadzenie, znów wygrana z pozostałymi. Nic nie mogło mnie bardziej dziś ucieszyć jak wygrana z samym panem Kotem. Między nami walka była do samego końca. Można powiedzieć, że wygrałam tutaj fartem, a on otarł się o zwycięstwo. A tym wszystkim co dało mi wygraną był ułamek sekundy różnicy między moim a jego dotarciem do mety.

*
Po wyczerpujących minutach przed kamerami powróciłam do moich wiernych kibiców. W dalszym ciągu myślę, że ci dziennikarze nie mają zielonego pojęcia o tej dyscyplinie a wywiady prowadzą z przymusu byle by wykonać swoje zadanie. Ich pytania są bezsensowne, a dalszy ciąg tej rozmowy przenosi się na moje życie prywatne. Czy o to w tym wszystkim chodzi? No chyba nie… Podchodząc do swojego samochodu zauważyłam małą grupkę ludzi, którzy byli ubrani w jednakowe bluzki. Były one w kolorze czarnym z białym napisem „Alicja go for the win”. Będąc coraz bliżej moich przyjaciół coraz szczerzej się uśmiechałam. Zauważając moją osobę idącą z niemałym pucharem zaczęli bić gromkie brawa. Po chwili ujrzałam biegnącą w moją stronę Agatę, która rzuciła mi się w ramiona. Mała była szczęśliwa jak nigdy. Podeszłam do reszty gdzie panowała całkowita idylla, która była wywołana moim zwycięstwem. Krzysiek, Aneta, Kuba, mała, Dagmara wraz z Tomkiem, najlepsze to, że wszyscy w jednakowych koszulkach. Niespodziewanie zza Kuby wyłonił się jego młodszy brat, również miał na sobie firmową bluzkę.

-To od nas wszystkich. –zbliżył się do mnie wręczając mi niewielką paczkę. –W końcu jesteśmy w jednym teamie. –dodał nie przestając uśmiechać się.

-Musimy jakoś wyglądać! –krzyknął Krzysiek co wywołało lekkie parsknięcie z mojej strony.

-A czy ja w ogóle zapraszałam kogoś do mojego teamu bo nie przypominam sobie? –zapytałam ironicznie co wywołało śmiech u każdego z osobna.

Otworzyłam paczkę i znalazłam tam odpowiednik naszej ekipy, od razu będzie można zauważyć do kogo oni należą. Ubierając ją na siebie uśmiech nie schodził mi z twarzy, jacy oni są kochani! Jedyne co mnie zabolało to, to że wspierają mnie a co z Maćkiem? Sam zapisał się do mojego teamu a przecież on sam nie jest najgorszym kierowcom, muszę mu to w jakiś sposób zrekompensować.

*
Po drugim sygnale usłyszałam jego wesoły głos.

-No cześć. –rzucił na początek.

-Myślę, że muszę ci to wszystko w jakiś sposób zrekompensować.

-Nie wiem co masz na myśli, ale jestem chętny. –zaśmiał się.

-Za 10 minut wychodzę z małą na spacer w kierunku Gubałówki przez Krupówki. Możesz się dołączyć a dalej niespodzianka. –uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl co takiego dla niego wymyśliłam.

-Mam nadzieję, że nie muszę się niczego bać. –ponownie usłyszałam po drugiej stronie śmiech.

-Myślę, że tak o 17 przed stacją na Gubałówkę, no chyba, że złapiesz nas gdzieś po drodze.

-No to do zobaczenia.

Rozłączyłam się i ruszyłam po schodach w dół do salonu. Będąc coraz bliżej celu słyszałam tylko śmiech Agaty, to wskazywało tylko na jedno bawiła się w najlepsze w towarzystwie swojego wujka.

-Co ty robisz z moją księżniczką? –rzuciłam przez śmiech, którego nie mogłam opanować widząc zaistniałą sytuację.

-Jakbyś nie zauważyła to się bawimy. –odpowiedział oddając mi ją w moje ręce.

-Mogę ci oświadczyć, że dzisiejszy sobotni wieczór masz dla siebie. –dodałam siadając na fotelu wraz z małą a ten spojrzał się na mnie pytająco. –Idę z małą do parku i na lody. –wyjaśniłam mu.

-Czy, aby na pewno tylko to. –zaśmiał się a ja poczułam jak trafiał w sedno.

-No dobra. –uśmiechnęłam się do niego litościwie a on wzniósł w górę rękę i wskazując w geście kazał mi kontynuować, iż się niecierpliwił. –No i spotkać się z Maćkiem. –na jego twarzy od razu pojawił się wielki śmiech wskazujący, że bardzo cieszy się z mojego posunięcia.

-Zuch dziewczynka. –podarował mi buziaka w policzek i zniknął gdzieś w ciemności korytarza wiodącego do drzwi wejściowych. –Wychodzę w takim razie i się nie martw dom będziesz mieć wolny na noc! –usłyszałam jego głos a po chwili zamykające się drzwi.

-No to fajnie. –mruknęłam pod nosem uśmiechając się. –No to jak mała, idziemy na lody i spotkać się z Maćkiem? –zapytanie skierowałam do córki a ta tylko się szeroko uśmiechnęła i mocno mnie przytuliła.

*
Szłyśmy we dwie spacerkiem wzdłuż Krupówek. Przed nami przewijały się setki ludzi, którzy przyjechali wypocząć tutaj, do Zakopanego. 24 lipca - środek sezonu, nie ma się wcale co dziwić, że jest tutaj tylu turystów. W te wakacje wczasowicze nie mogą narzekać na pogodę, iż jest ona przecudowna! Nic dodać, nic ująć. Nagle poczułam jak obejmuje mnie ktoś od tyłu nie ukrywałam mojego zdziwienia. Był to Maciej, od razu skradł pocałunek z mojego policzka przy czym Mała się nieco uśmiała a już po chwili się do niego tuliła. Tuliła się jak do własnego ojca, którego nie miała… To jest to czego nie mogłam jej niestety zapewnić, dlatego starałam się cały czas pełnić rolę obojga rodziców, ale przecież się tak nie da…

-Mam nadzieję, że nie czekałyście długo na mnie. –pojawił się przede mną brunet, któremu jak zawsze uśmiech nie schodził z twarzy. Nigdy w życiu nie widziałam, żeby nie promieniował radością zupełnie tak samo jak jego własny brat. Naprawdę są do siebie podobni jak dwie krople wody.

-Idziemy w takim tempie, że bynajmniej ty byś na nas czekał na miejscu. –uśmiechnęłam się szeroko i ruszyliśmy w stronę kolejki na Gubałówkę.

-No to jaki cel tego wieczoru? –zapytał wsiadając do wagonu.

-Na cel dzisiejszego wieczoru stawiam dobrą zabawę.

-Ale, że tam na górze? –zobaczyłam jego niemałe zaskoczenie w oczach. Przytaknęłam zgodnie głową i na mojej twarzy rozrysował się szczery uśmiech. –Nie no, kurcze nie wiem czego mam się spodziewać. –zaśmiał się co wzbudziło niemałe zainteresowanie u pozostałych podróżników.

*
Siedzieliśmy popijając kawę w ciszy, w jednej z kawiarni na szczycie. Widoki były niesamowite, które wzbudzały nie jedno zauroczenie do tego miejsca. Siedział naprzeciwko mnie a Agata bawiła się razem z innymi dziećmi na placu zabaw, który znajdował się na terenie tego ośrodka. Panowała między nami denerwująca cisza, która wisiała w powietrzu. Nikt nie wiedział jak zacząć tą rozmowę, od czego ją zacząć. Spoczywałam na krześle z nadzieją, że to on pierwszy raczy się odezwać. Cały czas bawiąc się łyżeczką w kawie, przelewałam z niej kawę i tak w kółko.

-Przepraszam, ale nie wiem od czego zacząć. –odezwałam się pierwsza. Uniosłam wzrok na niego i zauważyłam jego uśmiech, z którego można było odczytać tylko jedno.

-Wydaję mi się, że na początku powinienem cię przeprosić. –spojrzałam się na niego pytająco. –Za to, że nie miałem dla ciebie czasu, żeby spotkać się chociaż na chwilę pomimo twoich próśb, zaproszeń to się nie udało. –bez wahania zaczął mi tłumaczyć. -Przepraszam. –dodał po chwili z uśmiechem.

-Nie masz za co przepraszać, rozumiem bo z Krzyśkiem mam to samo. –uśmiechnęłam się i zaczęłam kontynuować. –Tak w ogóle to chciałam sobie z tobą wytłumaczyć kilka istotnych rzeczy.

-Nie ma sprawy, tylko nie pozwól mi się niecierpliwić. –parsknął śmiechem.

-Między innymi chodzi mi o naszych wspólnych znajomych. –podniósł jedną brew wyżej w geście, że nie ma zielonego pojęcia do czego nawiązuję. –Chodzi tutaj o twojego brata, Anetę no i mojego braciszka. –wypowiadając ostatnią nazwę nie uszło mi to i wybuchłam śmiechem. –Przepraszam, ale nie wiem jak to sformułować…

-Cały czas gadają i zmuszają do czegoś więcej. –spojrzałam się na niego z niedowierzeniem. –To chciałaś powiedzieć, prawda.

-Tak. –odpowiedziałam nieco spokojniej.

-A no widzisz bo mam tak samo. –na samą myśl o tym co on musi przeżywać uśmiechnęłam się szeroko.

-Nie myślałam, że może to pójść tak szybko.

-Wiesz co? –podniosłam na niego wzrok. –Masz cudowną córkę. Nie ukrywam, że sam bym chciał mieć taką. Jest twoim odbiciem w lustrze z młodszych lat.

-Dziękuję. –poczułam jak moje policzku się czerwienieją, nie dało się tego ukryć przed nikim. –Choć tu do mamuni. –wręcz krzyknęłam widząc biegnącą w moją stronę córeczkę. Usadowiłam ją na swoich kolanach i zapiłam usta w kawie.

Mała zmiennie spoglądała na nie a następnie na Maćka uśmiechając się szeroko.

-Mamusiu a kim jest mój tata? –poczułam jak ktoś wbija mi miecz w serce. Nigdy bym się spodziewała takich słów z ust mojej małej córki, na pewno nie w tym wieku. Na taką rozmowę trzeba się przygotować, powinna dorosnąć i rozumieć świat by się pogodzić z taką wiadomością, losem. Nie chciałam by Maciej zauważył jak jest mi ciężko w takiej sytuacji, próbowałam pokazywać jaka jestem silna, że daję sobie z tym radę, jak z tym walczę, że nie jest źle. Po chwili poczułam jego ciepłą dłoń na mojej, uśmiechnęłam się lekko co odwzajemnił tym samym. Nie ukrywam dodało mi to otuchy i wskazywało na to, że rozumie jaki mi ból sprawiło to kilka słów złożone w jedno jakże trudne pytanie wypowiedziane z ust mojej małej, prawie trzyletniej córeczki. No, ale jak mam jej na to odpowiedzieć? Tak naprawdę to było przypadkiem całkiem z nie mojej winy, nie chciałam tego. Tak mam jej powiedzieć no chyba nie?!

-Idź się pobawić jeszcze trochę to dzieci bo niedługo będziemy się zbierać do domu, dobrze? –zwróciłam się do małej, która od razu wesoła pobiegła do reszty pociech swoich rodziców. Czułam jak zaczynają mi spływać po policzku pojedyncze łzy.


-Nie przejmuj się, może i nie jestem jakimś najlepszym ojcem, ba w ogóle nim nie jestem, ale dla małej te słowa w wypowiedziane w takim wieku nie mają zbyt wiele do rozumienia. One same ich nie rozumieją. Moim zdaniem dobrze myślisz, że powinna dorosnąć do takich rzeczy, musisz ją przygotować do przyjęcia tej wiadomości w czym mogę ci pomóc. –poczułam jak objął moje dłonie w swoje co wywołało dziwne uczucie wewnątrz mnie. Jak to w ogóle możliwe, że on tak dobrze mnie rozumie, czyta mi w myślach…


*  *  *  *  *  *
Witam i czołem Kochane! 
Jest i 8 rozdział, jakiś taki no masło maślane. Ale jest! 
Zapraszam również na moje nowe opowiadanie: "Mój cień jest jedyną rzeczą, która mi towarzyszy" 

Czytasz - komentuj, to motywuje. 

Pozdrawiam, Alutka :*

niedziela, 25 października 2015

Rozdział VII

W końcu przyszły wakacje a wraz z nimi dzień dzisiejszy-17 lipca. Tak to dzisiaj, ślub Dagmary i Tomka. Wciąż nie mogę uwierzyć, że zgodziłam się towarzyszyć Dawidowi w tej uroczystości. Ciągle nie wiem jak to się stało co mnie poniosło, przecież z mojej strony wszystko jest skończone. „Nie potrzebnie się znowu w to pakujesz, nie wyjdzie ci to na dobre. Alicja, spójrz na to z takiej strony, nie rób czegoś czego będziesz później naprawdę żałować ”, cały czas siedziały mi te słowa Anety sprzed tygodnia. Miała rację. Tydzień męczyłam się z tymi słowami, cały czas próbowałam sobie coś uświadomić, tylko właściwie co? W głowie na samą myśl o tym pojawiał się wielki znak zapytania. Dopiero dzisiaj kiedy spojrzałam do kalendarza i przed oczami ukazała mi się dzisiejsza data zrozumiałam co tak naprawdę siedziało mi w tej głowie. Nie mogę się znowu w to pakować, nie chcę aby ktoś cierpiał przez moje błędy, które nie powinny nigdy mieć miejsca i się w ogóle wydarzyć. Nigdy nie chciałam, żeby ktoś przeze mnie cierpiał. Niestety. Mam takie odczucie, że Dawid cały czas cierpi przez nasze rozstanie i przez to, że nie dopuszczam do siebie myśli o powrocie do siebie, że nie chcę dawać Nam jakiejkolwiek szansy. Wszystko z mojej strony skończone. No, ale do tego nasza poprzednia rozmowa, tak mu nagadałam, że trochę się wstydzę. No, ale to szczera prawda. Chyba wolał ją usłyszeć teraz a nie cały czas żyć z jakimiś wyobrażeniami, w ciągłym kłamstwie. Od tamtego czerwcowego wieczoru nie mieliśmy zbytnio kontaktu. Ostatni odzew był wczoraj poprzez wiadomość o dzisiejszym dniu.
A tak z innej beczki… Jak to w ogóle możliwe, że od prawie miesiąca nie było okazji by się spotkać chociaż na krótką rozmowę, żeby wszystko sobie wyjaśnić. Kiedy przyszedł już czas, kiedy miałam ten wolny czas i w ogóle miałam tą cholerną odwagę, byłam gotowa aby wszystko sobie wyjaśnić. Sięgnęłam po telefon, wybrałam jego numer, jeden sygnał, drugi, trzeci i w końcu jego głos. Krótka rozmowa i zawód. Tak chodzi o Maćka, cały czas jesteśmy w biegu, cały czas go nie ma na miejscu, by chociaż wyskoczyć na małą kawę czy coś. No, ale rozumiem. Z Krzyśkiem przecież to samo. Podjęłam dwie próby, niestety bez powodzenia. Poddałam się, tak po prostu.

Teraz siedzę na fotelu u Anety w mieszkaniu i wpatruję się w zdjęcie Kuby i Maćka z dzieciństwa. Takie w małe mulatki, czarne włosy i ciemna karnacja, naprawdę są podobni do siebie jak dwie krople wody. No, ale jak to możliwe, że nie poznałam go nigdy wcześniej, przecież moja najlepsza przyjaciółka spotyka się z jego bratem no i jeszcze mój brat, ten też z nim się kumpluje od początku przygody ze skokami, Dawid no i kto jeszcze?! Nie rozumiem…

-No to jak malujemy pazurki? –wyrwała mnie z myślenia Aneta.

-Sukienka biała, taka delikatna. Sama nie wiem, nigdy się jakoś tym nie specjalizowałam. Ty tam lepiej wiesz, rób swoje a nie mnie w to mieszasz. –pokazałam jej język i usiadłam naprzeciwko niej przy stole.

-No to wybieraj. –wskazała na lakiery z dodatkami. –Myślę, że najlepiej będą pasowały koloru w odcieniu różu, ale teraz pozostawiam tobie wybór, nie wiem w jakim będziesz się dobrze sama czuć. –dodała po chwili. –Ten? –zapytała a ja tylko przytaknęłam.

-Nigdy mi nie mówiłaś jak się poznałaś z Kubą. –powiedziałam odważnie.

-Naprawdę?! –podniosła wzrok w górę i się lekko uśmiechnęła. –No a jak można się poznać?

-No wiesz, są różne sposoby i sytuacje. –zaśmiałam się. Dawid-pod skocznią, Maciek-na imprezie. Oj Anetko, opowiadaj!

-Zakopane nie jest małe, spotkać można tutaj każdego. –przeniosła wzrok na moją dłoń i zajęła się tym w czym jest najlepsza. –Tak szczerze to nie pamiętam dokładnie jak to się stało, na pewno długo się zastanawiałam czy to jest ten On. No i wyszło tak, że jesteśmy ze sobą do dziś. –uśmiechnęła się pod nosem cały czas skupiając się na pracy. –Lepiej ty gadaj jak było z tym Dawidem. –nie dała mi dojść do głosu.

-Na pewno było to dobre kilka lat w tył. –uśmiechnęłam się sama do siebie. Była to dość długa, ale wesoła historia. –Ej 10 lat temu to było! –nagle ożyłam.

-Naprawdę 10 lat?! –zapytała z niedowierzeniem, oderwała się od malowania i spojrzała mi prosto w oczy.

-No… Tak! –powiedziałam z nieprzekonaniem lekkim, nie wiedziałam co dalej mówić.

-No to jak? –spojrzała się na mnie pytająco, nie wiedziałam do czego dąży. –To ty miałaś wtedy 9 lat, dobrze mówię? –kiwnęłam głową. –On miał 15. –zatrzymała się na tych słowach i spojrzała w bok. –Starszego już się nie dało?

-Muszę ciebie zmartwić.

-Jak już jesteśmy przy nim, to coś nowego może między wami, czy cisza?

-Od naszej rozmowy nic nowego, tylko wczoraj się odezwał… -przerwała mi.

-No i co? –nagle ożyła.

-No co?! –spojrzałam na nią z uśmiechem na twarzy. –O ślub mu chodziło.

-To wy ślub bierzecie? –zapytała. Wpatrywałam się w nią zamurowana, ta to ma wyobraźnię.

-Oszalałaś, chodziło mu o Dagmarę. –momentalnie posmutniała. –Bierz się lepiej do roboty bo jest już 12, za 3 godziny muszę być gotowa bo Dawid po mnie przyjedzie. –zaczęłam ją poganiać.

-Już, już! –pokazała język i kontynuowała malowanie. –Dawaj drugą. –powiedziała spoglądając na moją dłoń, którą szperałam w telefonie.

-Masz. –odparłam krótko kładąc ją przed sobą.

-Czyli dałaś sobie do zrozumienia, że nie powinnaś się pakować w coś czego będziesz później żałować, rozumiem? –zabiła ciszę panująca między nami pytając.

-Właśnie tak, posłuchałam ciebie i mam nadzieję, że na dobre.

-Zuch dziewczyna, jestem z ciebie cholernie dumna. –odpowiedziała dumnie, a jak tylko spojrzałam na nią pytająco. –No z tego co mi mówiłaś to koniec tej całej no jak to ująć…

-Dziecinady. –wtrąciłam jej.

-No też można tak to nazwać po swojemu. Bardziej mi chodziło o koniec miłości.

-Aneta… -spojrzałam na nią prosząc.

-Taka prawda.


 * 
Stałam przed lustrem z dobre 10 minut wpatrując się w samą siebie. No tak, widok niecodzienny. Biała, prosta a wręcz delikatna sukienka przed kolano, czarne szpilki, złoty naszyjnik, wyprostowane, długie brązowe włosy, perłowe paznokcie i delikatny makijaż, który podkreślały różowe usta. Dawno nie było okazji, żeby tak się wystroić, przy czym mój strój codzienny to najczęściej jakiś luźny strój, dres, coś w tym stylu.
Cały czas wpatrywałam się w swoje odbicie. „Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą” , nagle przypomniał mi się cytat z mojego nieśmiertelnika. No tak, dopóki walczę jestem na trasie jestem zwycięzcą, kiedy spadam, zbaczam z toru przegrywam bo nie walczę dalej, łatwo mówiąc poddaje się. W każdym cytacie, w każdym słowie jest zawarta tajemnica, którą za wszelką cenę chcemy odkryć pomimo postawionym nam przeszkód.

*
-Jesteś z Dawidem, czy jednak nie? –spojrzałam się na nią litościwie. –No bo ja już sama nie wiem. Jesteś tutaj no to chyba coś oznacza. –dodała po chwili.

-Nie ty jedyna się w tym pogubiłaś Dagmara. –odpowiedziałam z lekkim smutkiem. –Tak szczerze to sama nie wiem czy dobrze zrobiłam będąc tutaj.

-Ja się bardzo cieszę, że pojawiłaś się tutaj, tylko bardziej martwi mnie wasza relacja, twoja i mojego brata.

-Nie martw się z mojej strony jest wszystko skończone. –odparłam poważnie. Wszyscy powinni to zrozumieć a nie, że w kolejce przychodzą do mnie się pytać czy coś z tego będzie bądź jest.

-No, ale wy…

-My to już przeszłość Daga. –dokończyłam.

-Nie chcę ciebie zmuszać do miłości, rób jak serce kieruje. Ale pamiętaj zawsze trzymam twoją stronę choć Dawid jest moim rodzonym bratem. –na te słowa aż się sama uśmiechnęłam.

-Dziękuję. –odparłam krótko, cały czas tępo wpatrując się w szklankę z drinkiem. –No to zdrowie panny młodej. –powiedziałam podnosząc w górę szklankę z zawartością.

-Zdrowie twoje, gardło moje. –powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy stykając swój kieliszek o moją szklankę co wywołało śmiech z mojej strony. –Przyjdę później, nie zapominaj o mnie. –odeszła od stołu zabierając ze sobą pusty kieliszek.

-Ta to ma mocną głowę. –pomyślałam.

Nagle poczułam ciepło bijące od tyłu, natychmiast się odwróciłam. Ujrzałam przed sobą blond czuprynę, był to Dawid uśmiechający się do mnie.

-Czy zaszczyci mnie pani tańcem? –zapytał wyciągając przed siebie dłoń, chwyciłam ją bez wahania.

Ciągnął mnie na sam środek parkietu przedzierając się przez tłum. Tańczyliśmy w milczeniu do skocznej muzyki góralskiej. Po tej piosence nastąpił kolejny kawałek dość wolny, przybliżyłam się do niego ogarnął mnie zapach jego perfum dość mocny jak na niego, teraz kołysałam się w rytm muzyki w jego objęciach, wtulona w niego, czułam się bezpiecznie, ale też nic do niego już nie czułam. To przeszłość! Nie chcę się pakować w coś co nie ma dalszej przyszłości. Wiem, że pożałowałbym tego szybko, nie chcę wracać do czegoś co już było, żeby miało taki sam koniec. Na co to?

-Dawid mogę się zapytać czemu ty to robisz? –zapytałam się go. -Wszyscy myślą, że jesteśmy razem, Dawid ja tak nie chcę. –zaczęłam. –W kolejce się ustawiają i po kolei podchodzą się pytać czy jesteśmy razem, to nie był za dobry pomysł, żebym towarzyszyła dzisiaj tobie. –nic, nie słuchał mnie, wpatrywał się w jeden punkt-w podłogę, nie zwracając w ogóle na mnie uwagi. -Dawid, słuchasz mnie w ogóle? –stanęliśmy w bezruchu, cały czas go zmierzałam wzrokiem. –Dawid, weź żeś coś powiedz! –warknęłam. Chwycił mnie mocno za rękę i zaczął ciągnąć za sobą, ponownie przedzierając się przez tłum. Kiedy wyszliśmy z budynku pędził jak głupi w głąb ogrodu, na którym panowała już ciemność, małe punkciki na niebie jakimi były gwiazdy oświecały tą piękną a jakże niespokojną noc. –Dawid zwolnij! –krzyknęłam za nim, ale na nic przyśpieszył. –Dawid… -nie miałam już sił. –Mam szpilki! –gwałtownie się zatrzymał czego nie zauważyłam i wpadłam na niego, z czego były skutki bolesne. –Auć! –wrzasnęłam na niego po czym walnęłam pięścią w jego ramie, byłam wściekła na niego.

-Myślisz, że mnie nie pytają?! –warknął rozłoszczony.  Nigdy go takiego nie widziałam, był wściekły jak nigdy. –Nawet mama mnie wypytuje ciągle. –dodał po chwili. Właśnie chciałam tego uniknąć, Edi, no i teraz ja jeszcze dochodzę do zmartwień pani Gosi. Zawału dostanie.

-Chciałam tego uniknąć. –odpowiedziałam smutno spuszczając głowę w dół. –Dawid to był zły pomysł.

-Zły?! To dlaczego się zgodziłaś?! –zapytał wkurzony. –Dziwne bo jak ci zaproponowałem pójście na to wesele ucieszyłaś i nie zaprzeczałaś, a teraz co? Nienawidzisz mnie?! –wrzasnął, modliłam się w myślach tylko, żeby nikt nie usłyszał naszej kłótni, jego kłótni.

-Nienawidzę?! Chyba chciałeś coś innego powiedzieć, pomyśl dwa razy co chcesz powiedzieć dopiero później mów. –powiedziałam już nieco spokojniej.

-Nie muszę myśleć, dobrze wiem co mówię. –przez jego oczy przemknął blask, blask zazdrości… o co mogło mu chodzić? –Robisz mi na złość bo Macieja sobie znalazłaś i od razu nas skreślasz, omotał cię!

-Oj nie mój drogi, teraz to przegiąłeś!

-Ja?! –zapytał ironicznie.

-Zacznijmy od tego, że ja go nie znam! Nic do niego nie czuje Dawid, zrozum to!

-To co takiego robiła jego bluza u ciebie w domu? Sama przyszła?! –ponownie spytał ironicznie.

-Nie wyciągaj pochopnych wniosków! –spojrzał się na mnie. –Ojojoj! Zazdrosny jesteś. –parsknęłam.

-Nie mam po co. O tego głąba?! –on też nie wytrzymał, poniosły go emocje i zaczął się śmiać a mi zrobiło się tylko głupio, nie rozumiałam go. Tak mówi na swojego przyjaciela, kolegę z kadry, ja bym tak nie mogła.

-Ty sam słyszysz co mówisz?! Od kiedy mówisz tak o swoim przyjacielu? –zapytałam się go, ponieważ go nie rozumiałam.

-Przyjacielu? Kobieto weź się ogarnij! –odciął się na mnie. Teraz to naprawdę się zaczęła kłótnia, którą chciałabym pominąć.

-Dawid, zabierz mnie proszę do domu! –rozkazałam mu cała roztrzęsiona. Na dworze zimno a ja w samej sukience i do tego Dawid, nie na moje nerwy. Poszłam przodem, nie zwracałam w ogóle na niego teraz chciałam poszukać tylko pannę młodą i ją przeprosić za to, że muszę już jechać. Poczułam na swoich barkach ciężki materiał, widocznie Dawid zauważył, że się trzęsę i zarzucił mi marynarkę.

Wchodząc na salę zobaczyłam jak wszyscy dobrze się bawią, impreza trwała w najlepsze, ale za wszelką cenę nie miałam ochoty tam zostawać, a wszystko przez Niego. Starałam się udawać, że wszystko jest okej. Uśmiechnięta podeszłam do pary młodej a zaraz za mną Dawid.

-Niestety muszę już jechać, ale dziękuję za świetną zabawę. –dałam jej buziaka w policzek.

-Ale już? –zapytała zdezorientowana. Zrobiło mi się głupio, bo jeszcze nawet nie było 1 a ja już się zbieram do domu. –Przecież młoda godzina kochani.

-No przepraszamy. –odparłam smutno. Na pewno gdyby nie on i jego wybuch nie byłoby takiej potrzeby opuszczania imprezy.

-No to w takim razie przyjedź z małą i Krzysiem o 15 na poprawiny, bardzo się ucieszę gdy przyjedziecie.

-Dziękujemy za zaproszenie, nie obiecuję, że będziemy zobaczę jak mała będzie się czuć bo ostatnio coś nie najlepiej.

-No to dziękuję wam, że przybyliście. –wycałowała mnie i odeszłam na bok, aby Dawid mógł się pożegnać, gdy po chwili usłyszałam ciepły głos obok siebie.

-Na pewno wszystko dobrze? –nie spojrzałam nawet na niego, ale był to pan młody.

-Tak, wszystko w jak najlepszym porządku.


*
Całą drogę milczeliśmy, a cisza była uporczywa. Między nami w powietrzu cały czas wisiało napięcie. Kiedy podjechaliśmy pod mój dom poczułam ulgę, że to już koniec przygód na tę noc.


-Dziękuję. –rzuciłam mu krótki spojrzenie i wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami.


*  *  *  *  *
Witam was z kolejnym rozdziałem i jak i przepraszam, że dodałam go dopiero dzisiaj, ale nauka u mnie na pierwszym miejscu, a do tego doszło nowe opowiadanie.

Dziękuję, że jesteście i życzę miłego tygodnia i powodzenia!

Czytasz? Komentuj.
Buziaczki Kochane :*
Pozdrawiam, Alutka.