Rano obudził mnie płacz Agatki. W domu nie było
Krzyśka, więc musiałam to ja wstać do niej. Mała płakała i płakała. Nie dało
jej się uspokoić, nie wiem co jej się stało. Oby tylko się nie rozchorowała. A jeśli,
by się tak stało to nici z jutrzejszego wyścigu a już taka dobra pozycja i to
długo utrzymana. No, ale nic… Zdrowie małej najważniejsze. Wzięłam ją na ręce,
ale nic ona dalej swoje. Szłam z nią wzdłuż ciemnego korytarzu, 2 w nocy więc
się nie dziwię, że zapanowała taka ciemność. W końcu doszłam do salonu, tam
włączyłam telewizor z bajkami, aby się trochę rozluźniła. Miałam nadzieję, że
to pomoże. Gdy mała usłyszała głosy swoich ulubionych bohaterów od razu wróciła
do siebie, już nie płakała. Przytuliła się mocno do mnie, poprosiła o smoczek i
dalej wpatrywała się w ekran telewizora.
* * *
* * *
Następny dzień rano. Niedziela.
Nie wiem jak to się stało, że zasnęłam razem z małą
na kanapie i to w salonie. A rano obudził mnie czyjś głos.
-Nie wiem czy wiesz, ale jest 7.45 za pół godziny
musielibyśmy już wyjeżdżać do Limanowej. –był to oczywiście Krzysiu, mój nie
zawodny brat, zawsze do usług.
-Dzięki, że mnie budzisz. –podziękowałam i nie
przytomna zaczęłam wstawać, oczy na lekko przymknięte. –Małą spakowałam
wieczorem, siebie też, a ty? –zapytałam spoglądając na niego.
-Ja zawsze. –uśmiechnął się do mnie. –W kuchni masz
śniadanie zrobiłem tobie pyszne kanapeczki i herbatę.
-Oh dziękuję, co ja bym bez ciebie zrobiła?
–spojrzałam się na niego pytająco po czym go przytuliłam.
Po chwili zauważyłam jak Agatka zbliża się do
salonu, biegła jak szalona. Wyspana, no i dobrze przynajmniej Krzysiek będzie
miał jakieś zajęcie. Gdy tylko mała się dostała do pomieszczenia Krzysiek od
razu zabrał ją do wspólnej zabawy. Można było usłyszeć tylko śmiech moich
współlokatorów. Uwolniona od tych dwóch udałam się do kuchni spożyć w końcu to
śniadanie, burczało mi w brzuchu jak nigdy dotąd. Musiałam szybko coś
przekąsić. Wchodząc do kuchni na stole ujrzałam talerz z kolorowymi typowo
wiosennymi kanapeczkami, jadłam je po prostu wzrokiem a obok zielona herbata.
Nie czekałam dłużej, od razu się wzięłam za ich jedzenie. Były pyszne jak
nigdy, potrafi ten jednak potrafi o mnie zadbać i za to kocham tego mojego
braciszka. Nie jest taki jak inny chłopacy w jego wieku, nie chodzi co tydzień
na imprezy w soboty i nie wraca po nocach nachlany. On jest całkiem inny,
opiekuńczy gdy tylko mi coś wypadnie i nie mam z kim zostawić małej, to on jest
w stanie zrezygnować z jakiś swoich planów, by zająć się na jakiś czas małą.
Tak myśląc i dziękować mu w myślach doszłam do końca śniadania. Zerwałam się
jak głupia od stołu i poszłam bo torby. Idąc do mojego pokoju zapytałam się donośnym
głosem Krzyśka.
-Ja już gotowa, tylko buty. A wy jak?
-My już też, to ty jedziesz z małą Maksiem a ja
biorę Subaru i widzimy się na miejscu? –odwzajemnił się pytaniem a za razem
odpowiedzią.
-Dobrze mówisz. –odpowiedziałam mu zabierając małą
do salonu, aby ubrać jej buty.
Pięć minut później już całą trójką pakowaliśmy się
do samochodu. Kiedy chowałam torby do bagażnika Krzysiek jak zawsze musiał
dodać coś od siebie.
-A tego Mercedesa to mogłaś wczoraj umyć jak byłaś
tam w serwisie po naklejki na Subara. –zachciało mi się śmiać kiedy patrzyłam
na sportowego, białego Mercedesa stojącego przede mną. Wcale nie był brudny.
-Gdzie ty tutaj brud widzisz co? –no i wybuchłam
śmiechem.
-No wszędzie ty ślepoto. –jak ja lubię nasze
przeróżnego typu kłótnie.
-Osz ty! I tak mnie kochasz! –pokazał mi język i
wsiadł do czarnego Subaru.
-Do zobaczenia na miejscu braciszku. –pożegnałam go
i już po chwili nie był w zasięgu mojego wzroku, odjechał z piskiem opon.
On to lubi! A jak go namawiam, żeby on też
spróbował w wyścigach, żeby chociaż spróbował w jakimś małym konkursie a jak
się spodoba to niech idzie dalej. Ale gdy tylko wypowiem te słowa to się od
razu krzywi i odwraca kota ogonem: „No może byś spróbował” –wtedy rozmowa się
kończy, nie mam siły na niego. A prawda jest taka, że jak dorwie się do
szybkiego samochodu to nie chce kończyć, ja go nie rozumiem.
Małą zapięłam we fotelik i zaraz po nim my też
ruszyłyśmy, może i bez pisku opon, ale też równie szybko. Ten samochód trzeba
oszczędzać, trzeba o niego dbać.
* * *
* * *
Ponad godzinę później przekroczyłyśmy teren
imprezy.
Przez te roboty drogowe ta droga się tak jakoś
przeciągła, cała Zakopianka zawalona, o takiej porze to zawsze. Wjeżdżając na
teren konkursu pilnie szukałam mojego stoiska na, którym znajdował się mój
samochód no i brat. Przejechałam już prawie cały dział przeznaczony na serwisy itp.
a tu się okazało, że nasze tegoroczne miejsce jest na samiuśkim końcu, czyli
jakiś kilometr od wjazdu.
* * * * * * * * * *
Ale ten tydzień zakręcony!
Nawet nie miałam czasu wstawić Prologu, a co dopiero dokończyć (śmiech).
Co dalej?
Sama nie wiem kiedy pierwszy rozdział. Na pewno nie w tym tygodniu, powiem tyle... Jak się pojawi to będzie.
A tak w ogóle podoba wam się to opowiadanie?
Czytasz - Motywujesz