niedziela, 25 października 2015

Rozdział VII

W końcu przyszły wakacje a wraz z nimi dzień dzisiejszy-17 lipca. Tak to dzisiaj, ślub Dagmary i Tomka. Wciąż nie mogę uwierzyć, że zgodziłam się towarzyszyć Dawidowi w tej uroczystości. Ciągle nie wiem jak to się stało co mnie poniosło, przecież z mojej strony wszystko jest skończone. „Nie potrzebnie się znowu w to pakujesz, nie wyjdzie ci to na dobre. Alicja, spójrz na to z takiej strony, nie rób czegoś czego będziesz później naprawdę żałować ”, cały czas siedziały mi te słowa Anety sprzed tygodnia. Miała rację. Tydzień męczyłam się z tymi słowami, cały czas próbowałam sobie coś uświadomić, tylko właściwie co? W głowie na samą myśl o tym pojawiał się wielki znak zapytania. Dopiero dzisiaj kiedy spojrzałam do kalendarza i przed oczami ukazała mi się dzisiejsza data zrozumiałam co tak naprawdę siedziało mi w tej głowie. Nie mogę się znowu w to pakować, nie chcę aby ktoś cierpiał przez moje błędy, które nie powinny nigdy mieć miejsca i się w ogóle wydarzyć. Nigdy nie chciałam, żeby ktoś przeze mnie cierpiał. Niestety. Mam takie odczucie, że Dawid cały czas cierpi przez nasze rozstanie i przez to, że nie dopuszczam do siebie myśli o powrocie do siebie, że nie chcę dawać Nam jakiejkolwiek szansy. Wszystko z mojej strony skończone. No, ale do tego nasza poprzednia rozmowa, tak mu nagadałam, że trochę się wstydzę. No, ale to szczera prawda. Chyba wolał ją usłyszeć teraz a nie cały czas żyć z jakimiś wyobrażeniami, w ciągłym kłamstwie. Od tamtego czerwcowego wieczoru nie mieliśmy zbytnio kontaktu. Ostatni odzew był wczoraj poprzez wiadomość o dzisiejszym dniu.
A tak z innej beczki… Jak to w ogóle możliwe, że od prawie miesiąca nie było okazji by się spotkać chociaż na krótką rozmowę, żeby wszystko sobie wyjaśnić. Kiedy przyszedł już czas, kiedy miałam ten wolny czas i w ogóle miałam tą cholerną odwagę, byłam gotowa aby wszystko sobie wyjaśnić. Sięgnęłam po telefon, wybrałam jego numer, jeden sygnał, drugi, trzeci i w końcu jego głos. Krótka rozmowa i zawód. Tak chodzi o Maćka, cały czas jesteśmy w biegu, cały czas go nie ma na miejscu, by chociaż wyskoczyć na małą kawę czy coś. No, ale rozumiem. Z Krzyśkiem przecież to samo. Podjęłam dwie próby, niestety bez powodzenia. Poddałam się, tak po prostu.

Teraz siedzę na fotelu u Anety w mieszkaniu i wpatruję się w zdjęcie Kuby i Maćka z dzieciństwa. Takie w małe mulatki, czarne włosy i ciemna karnacja, naprawdę są podobni do siebie jak dwie krople wody. No, ale jak to możliwe, że nie poznałam go nigdy wcześniej, przecież moja najlepsza przyjaciółka spotyka się z jego bratem no i jeszcze mój brat, ten też z nim się kumpluje od początku przygody ze skokami, Dawid no i kto jeszcze?! Nie rozumiem…

-No to jak malujemy pazurki? –wyrwała mnie z myślenia Aneta.

-Sukienka biała, taka delikatna. Sama nie wiem, nigdy się jakoś tym nie specjalizowałam. Ty tam lepiej wiesz, rób swoje a nie mnie w to mieszasz. –pokazałam jej język i usiadłam naprzeciwko niej przy stole.

-No to wybieraj. –wskazała na lakiery z dodatkami. –Myślę, że najlepiej będą pasowały koloru w odcieniu różu, ale teraz pozostawiam tobie wybór, nie wiem w jakim będziesz się dobrze sama czuć. –dodała po chwili. –Ten? –zapytała a ja tylko przytaknęłam.

-Nigdy mi nie mówiłaś jak się poznałaś z Kubą. –powiedziałam odważnie.

-Naprawdę?! –podniosła wzrok w górę i się lekko uśmiechnęła. –No a jak można się poznać?

-No wiesz, są różne sposoby i sytuacje. –zaśmiałam się. Dawid-pod skocznią, Maciek-na imprezie. Oj Anetko, opowiadaj!

-Zakopane nie jest małe, spotkać można tutaj każdego. –przeniosła wzrok na moją dłoń i zajęła się tym w czym jest najlepsza. –Tak szczerze to nie pamiętam dokładnie jak to się stało, na pewno długo się zastanawiałam czy to jest ten On. No i wyszło tak, że jesteśmy ze sobą do dziś. –uśmiechnęła się pod nosem cały czas skupiając się na pracy. –Lepiej ty gadaj jak było z tym Dawidem. –nie dała mi dojść do głosu.

-Na pewno było to dobre kilka lat w tył. –uśmiechnęłam się sama do siebie. Była to dość długa, ale wesoła historia. –Ej 10 lat temu to było! –nagle ożyłam.

-Naprawdę 10 lat?! –zapytała z niedowierzeniem, oderwała się od malowania i spojrzała mi prosto w oczy.

-No… Tak! –powiedziałam z nieprzekonaniem lekkim, nie wiedziałam co dalej mówić.

-No to jak? –spojrzała się na mnie pytająco, nie wiedziałam do czego dąży. –To ty miałaś wtedy 9 lat, dobrze mówię? –kiwnęłam głową. –On miał 15. –zatrzymała się na tych słowach i spojrzała w bok. –Starszego już się nie dało?

-Muszę ciebie zmartwić.

-Jak już jesteśmy przy nim, to coś nowego może między wami, czy cisza?

-Od naszej rozmowy nic nowego, tylko wczoraj się odezwał… -przerwała mi.

-No i co? –nagle ożyła.

-No co?! –spojrzałam na nią z uśmiechem na twarzy. –O ślub mu chodziło.

-To wy ślub bierzecie? –zapytała. Wpatrywałam się w nią zamurowana, ta to ma wyobraźnię.

-Oszalałaś, chodziło mu o Dagmarę. –momentalnie posmutniała. –Bierz się lepiej do roboty bo jest już 12, za 3 godziny muszę być gotowa bo Dawid po mnie przyjedzie. –zaczęłam ją poganiać.

-Już, już! –pokazała język i kontynuowała malowanie. –Dawaj drugą. –powiedziała spoglądając na moją dłoń, którą szperałam w telefonie.

-Masz. –odparłam krótko kładąc ją przed sobą.

-Czyli dałaś sobie do zrozumienia, że nie powinnaś się pakować w coś czego będziesz później żałować, rozumiem? –zabiła ciszę panująca między nami pytając.

-Właśnie tak, posłuchałam ciebie i mam nadzieję, że na dobre.

-Zuch dziewczyna, jestem z ciebie cholernie dumna. –odpowiedziała dumnie, a jak tylko spojrzałam na nią pytająco. –No z tego co mi mówiłaś to koniec tej całej no jak to ująć…

-Dziecinady. –wtrąciłam jej.

-No też można tak to nazwać po swojemu. Bardziej mi chodziło o koniec miłości.

-Aneta… -spojrzałam na nią prosząc.

-Taka prawda.


 * 
Stałam przed lustrem z dobre 10 minut wpatrując się w samą siebie. No tak, widok niecodzienny. Biała, prosta a wręcz delikatna sukienka przed kolano, czarne szpilki, złoty naszyjnik, wyprostowane, długie brązowe włosy, perłowe paznokcie i delikatny makijaż, który podkreślały różowe usta. Dawno nie było okazji, żeby tak się wystroić, przy czym mój strój codzienny to najczęściej jakiś luźny strój, dres, coś w tym stylu.
Cały czas wpatrywałam się w swoje odbicie. „Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą” , nagle przypomniał mi się cytat z mojego nieśmiertelnika. No tak, dopóki walczę jestem na trasie jestem zwycięzcą, kiedy spadam, zbaczam z toru przegrywam bo nie walczę dalej, łatwo mówiąc poddaje się. W każdym cytacie, w każdym słowie jest zawarta tajemnica, którą za wszelką cenę chcemy odkryć pomimo postawionym nam przeszkód.

*
-Jesteś z Dawidem, czy jednak nie? –spojrzałam się na nią litościwie. –No bo ja już sama nie wiem. Jesteś tutaj no to chyba coś oznacza. –dodała po chwili.

-Nie ty jedyna się w tym pogubiłaś Dagmara. –odpowiedziałam z lekkim smutkiem. –Tak szczerze to sama nie wiem czy dobrze zrobiłam będąc tutaj.

-Ja się bardzo cieszę, że pojawiłaś się tutaj, tylko bardziej martwi mnie wasza relacja, twoja i mojego brata.

-Nie martw się z mojej strony jest wszystko skończone. –odparłam poważnie. Wszyscy powinni to zrozumieć a nie, że w kolejce przychodzą do mnie się pytać czy coś z tego będzie bądź jest.

-No, ale wy…

-My to już przeszłość Daga. –dokończyłam.

-Nie chcę ciebie zmuszać do miłości, rób jak serce kieruje. Ale pamiętaj zawsze trzymam twoją stronę choć Dawid jest moim rodzonym bratem. –na te słowa aż się sama uśmiechnęłam.

-Dziękuję. –odparłam krótko, cały czas tępo wpatrując się w szklankę z drinkiem. –No to zdrowie panny młodej. –powiedziałam podnosząc w górę szklankę z zawartością.

-Zdrowie twoje, gardło moje. –powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy stykając swój kieliszek o moją szklankę co wywołało śmiech z mojej strony. –Przyjdę później, nie zapominaj o mnie. –odeszła od stołu zabierając ze sobą pusty kieliszek.

-Ta to ma mocną głowę. –pomyślałam.

Nagle poczułam ciepło bijące od tyłu, natychmiast się odwróciłam. Ujrzałam przed sobą blond czuprynę, był to Dawid uśmiechający się do mnie.

-Czy zaszczyci mnie pani tańcem? –zapytał wyciągając przed siebie dłoń, chwyciłam ją bez wahania.

Ciągnął mnie na sam środek parkietu przedzierając się przez tłum. Tańczyliśmy w milczeniu do skocznej muzyki góralskiej. Po tej piosence nastąpił kolejny kawałek dość wolny, przybliżyłam się do niego ogarnął mnie zapach jego perfum dość mocny jak na niego, teraz kołysałam się w rytm muzyki w jego objęciach, wtulona w niego, czułam się bezpiecznie, ale też nic do niego już nie czułam. To przeszłość! Nie chcę się pakować w coś co nie ma dalszej przyszłości. Wiem, że pożałowałbym tego szybko, nie chcę wracać do czegoś co już było, żeby miało taki sam koniec. Na co to?

-Dawid mogę się zapytać czemu ty to robisz? –zapytałam się go. -Wszyscy myślą, że jesteśmy razem, Dawid ja tak nie chcę. –zaczęłam. –W kolejce się ustawiają i po kolei podchodzą się pytać czy jesteśmy razem, to nie był za dobry pomysł, żebym towarzyszyła dzisiaj tobie. –nic, nie słuchał mnie, wpatrywał się w jeden punkt-w podłogę, nie zwracając w ogóle na mnie uwagi. -Dawid, słuchasz mnie w ogóle? –stanęliśmy w bezruchu, cały czas go zmierzałam wzrokiem. –Dawid, weź żeś coś powiedz! –warknęłam. Chwycił mnie mocno za rękę i zaczął ciągnąć za sobą, ponownie przedzierając się przez tłum. Kiedy wyszliśmy z budynku pędził jak głupi w głąb ogrodu, na którym panowała już ciemność, małe punkciki na niebie jakimi były gwiazdy oświecały tą piękną a jakże niespokojną noc. –Dawid zwolnij! –krzyknęłam za nim, ale na nic przyśpieszył. –Dawid… -nie miałam już sił. –Mam szpilki! –gwałtownie się zatrzymał czego nie zauważyłam i wpadłam na niego, z czego były skutki bolesne. –Auć! –wrzasnęłam na niego po czym walnęłam pięścią w jego ramie, byłam wściekła na niego.

-Myślisz, że mnie nie pytają?! –warknął rozłoszczony.  Nigdy go takiego nie widziałam, był wściekły jak nigdy. –Nawet mama mnie wypytuje ciągle. –dodał po chwili. Właśnie chciałam tego uniknąć, Edi, no i teraz ja jeszcze dochodzę do zmartwień pani Gosi. Zawału dostanie.

-Chciałam tego uniknąć. –odpowiedziałam smutno spuszczając głowę w dół. –Dawid to był zły pomysł.

-Zły?! To dlaczego się zgodziłaś?! –zapytał wkurzony. –Dziwne bo jak ci zaproponowałem pójście na to wesele ucieszyłaś i nie zaprzeczałaś, a teraz co? Nienawidzisz mnie?! –wrzasnął, modliłam się w myślach tylko, żeby nikt nie usłyszał naszej kłótni, jego kłótni.

-Nienawidzę?! Chyba chciałeś coś innego powiedzieć, pomyśl dwa razy co chcesz powiedzieć dopiero później mów. –powiedziałam już nieco spokojniej.

-Nie muszę myśleć, dobrze wiem co mówię. –przez jego oczy przemknął blask, blask zazdrości… o co mogło mu chodzić? –Robisz mi na złość bo Macieja sobie znalazłaś i od razu nas skreślasz, omotał cię!

-Oj nie mój drogi, teraz to przegiąłeś!

-Ja?! –zapytał ironicznie.

-Zacznijmy od tego, że ja go nie znam! Nic do niego nie czuje Dawid, zrozum to!

-To co takiego robiła jego bluza u ciebie w domu? Sama przyszła?! –ponownie spytał ironicznie.

-Nie wyciągaj pochopnych wniosków! –spojrzał się na mnie. –Ojojoj! Zazdrosny jesteś. –parsknęłam.

-Nie mam po co. O tego głąba?! –on też nie wytrzymał, poniosły go emocje i zaczął się śmiać a mi zrobiło się tylko głupio, nie rozumiałam go. Tak mówi na swojego przyjaciela, kolegę z kadry, ja bym tak nie mogła.

-Ty sam słyszysz co mówisz?! Od kiedy mówisz tak o swoim przyjacielu? –zapytałam się go, ponieważ go nie rozumiałam.

-Przyjacielu? Kobieto weź się ogarnij! –odciął się na mnie. Teraz to naprawdę się zaczęła kłótnia, którą chciałabym pominąć.

-Dawid, zabierz mnie proszę do domu! –rozkazałam mu cała roztrzęsiona. Na dworze zimno a ja w samej sukience i do tego Dawid, nie na moje nerwy. Poszłam przodem, nie zwracałam w ogóle na niego teraz chciałam poszukać tylko pannę młodą i ją przeprosić za to, że muszę już jechać. Poczułam na swoich barkach ciężki materiał, widocznie Dawid zauważył, że się trzęsę i zarzucił mi marynarkę.

Wchodząc na salę zobaczyłam jak wszyscy dobrze się bawią, impreza trwała w najlepsze, ale za wszelką cenę nie miałam ochoty tam zostawać, a wszystko przez Niego. Starałam się udawać, że wszystko jest okej. Uśmiechnięta podeszłam do pary młodej a zaraz za mną Dawid.

-Niestety muszę już jechać, ale dziękuję za świetną zabawę. –dałam jej buziaka w policzek.

-Ale już? –zapytała zdezorientowana. Zrobiło mi się głupio, bo jeszcze nawet nie było 1 a ja już się zbieram do domu. –Przecież młoda godzina kochani.

-No przepraszamy. –odparłam smutno. Na pewno gdyby nie on i jego wybuch nie byłoby takiej potrzeby opuszczania imprezy.

-No to w takim razie przyjedź z małą i Krzysiem o 15 na poprawiny, bardzo się ucieszę gdy przyjedziecie.

-Dziękujemy za zaproszenie, nie obiecuję, że będziemy zobaczę jak mała będzie się czuć bo ostatnio coś nie najlepiej.

-No to dziękuję wam, że przybyliście. –wycałowała mnie i odeszłam na bok, aby Dawid mógł się pożegnać, gdy po chwili usłyszałam ciepły głos obok siebie.

-Na pewno wszystko dobrze? –nie spojrzałam nawet na niego, ale był to pan młody.

-Tak, wszystko w jak najlepszym porządku.


*
Całą drogę milczeliśmy, a cisza była uporczywa. Między nami w powietrzu cały czas wisiało napięcie. Kiedy podjechaliśmy pod mój dom poczułam ulgę, że to już koniec przygód na tę noc.


-Dziękuję. –rzuciłam mu krótki spojrzenie i wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami.


*  *  *  *  *
Witam was z kolejnym rozdziałem i jak i przepraszam, że dodałam go dopiero dzisiaj, ale nauka u mnie na pierwszym miejscu, a do tego doszło nowe opowiadanie.

Dziękuję, że jesteście i życzę miłego tygodnia i powodzenia!

Czytasz? Komentuj.
Buziaczki Kochane :*
Pozdrawiam, Alutka.

środa, 7 października 2015

Rozdział VI


Siedziałam sama w salonie, jedyna rzecz, która mi towarzyszyła to cisza, nic więcej. Tylko to! Po chwili po pomieszczeniu rozszedł się głos zegara, który wybił godzinę 19. Siedem krótkich odgłosów kukułki i znów przywitała mnie moja poprzednia towarzyszka. Już trochę do tego przywykłam, nie jest to jakaś rzadkość w moim przypadku. Kiedy gdzieś wychodzę sama to wracając do domu zastaję tą samą pustkę. Nie ma nikogo, wszyscy się ulotnili. Akurat wtedy kiedy mam ochotę się komuś wygadać. W tym przypadku było tak samo. Brak Krzyśka przy mnie, kogokolwiek sprawiał mi przykrość. Miałam ochotę się mu wygadać, nie tylko jemu. Nie mogłam tak wszystkiego w sobie trzymać. Nawet zadzwonić do Anety i zapytać się co i jak, pogodzić się i wszystko jej powiedzieć. Zrobiłabym to już z jakieś 10 minut temu, pff dalej! No, ale pech taki, że nie wiem co zrobiłam ze swoim telefonem! Może z tego zawieruszenia zapomniałam po prostu wziąć go ze stołu, może został w samochodzie. Nie wiem gdziekolwiek, wiem tylko, że go gdzieś zapodziałam, go i swoją głowę!

Przyniosłam sobie ze swojego pokoju swój ulubiony ciepły kocyk! Uhuhu, ile on ma już lat! No nic w każdym wypadku nie chciałabym go zamienić na żaden inny, o nie. Za dużo wspomnień mnie z nim łączy.
Schodząc po schodach zahaczyłam nogą o jakiś naszyjnik. Nie miałam zielonego pojęcia co to jest, do póki nie wzięłam go do ręki. Usiadłam na nich i ze skupieniem go oglądałam. No tak, przecież to mój nieśmiertelnik! Ja to już naprawdę zgubiłam głowę! Tylko jak to się stało, że on leży tutaj na schodach, nie dziwiłabym się gdyby był zerwany lub coś no to normalne, że spadł gdzieś mi po drodze. Ale nie, był on cały nawet jeszcze zapięty. Może Agata znów bawiła się moją biżuterią pod moją nieobecnością. No, ale… Nie, to nie możliwe… Czemu ja go w ogóle nie miałam zawieszonego na szyi. No nic…
Bez wahania odpięłam zapięcie i przyłożyłam go do swojej szyi po czym go zapięłam.

Leżałam tak w samotności na kanapie wtulona w koc. Mocno przybliżyłam go do siebie i wtedy wspomnienia dały o sobie znać.
Nie wiem co mnie wzięło, ale wstałam gwałtownie i ruszyłam w stronę szafy z albumami stojącej obok kominka. Była ona zapełniona po brzegi starymi albumami. Przeskakiwałam wzrokiem z jednego na drugi czytając tytuły, „Pierwsze kroki Alicji”, „Przygoda ze skocznią”, „Święta za granicą”, „Roczek naszej córeczki” i wiele, wiele innych. Ponownie przejrzałam tytuły i po krótkim zastanowieniu wzięłam trzy z nich, które wydawały mi się najbardziej przyjazne.
Położyłam się na swoje legowisko, przykryłam się po samą brodę kocem i wzięłam do ręki pierwszy z albumów. Po woli wzrokiem prześledziłam tytuł: „Przygoda ze skocznią”. Nawet już nie pamiętam jak to się w ogóle zaczęło, daty, kto go zachęcił, zainspirował, nic. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tego, aby to sprawdzić, poznać tą całą historię. No, ale w końcu do tego doszło. Otworzyłam na pierwszej stronie, cała mama. Zawsze na tej stronie, pierwszej stronie pisała cytaty. Prawda, że to przeurocze?! Uważnie go przeczytałam, znając mamę zawsze miały jakiś przekaz. Tym razem nie było inaczej: ”Najlepszą metodą do zainspirowania odkrywczych myśli, jest zaklejenie koperty.” Już od razu zrozumiałam przekaz tych słów, są takie prawdziwe. Mama zawsze wiedziała i na pewno wie co jest najlepsze! Cały czas ją podziwiam za te wszystkie prace, są fantastyczne, pozazdrościć talentu! Chociaż cały czas mnie zastanawia po kim on odziedziczyła takie umiejętności bądź zainteresowanie do literatury. No bo tyle co mi wiadomo to nie tylko cytaty były jej twórczością, pisała także wiele przeróżnych wierszy, czy to o miłości czy też marzeniach. Zajmowała się wszystkimi tematami!
Przewinęłam na kolejną stronę, drugą. Tam moim oczom ukazało się zdjęcie i zaraz pod nim przypis z datą. Kiedy tylko spojrzałam na obraz wklejony na stronie aż zaczęłam się śmiać pod nosem. Zdjęcie przedstawiało nikogo innego jak Krzyśka, mały przystojniak był z niego, niejedna by na niego poleciała! To co mnie najbardziej rozweseliło to ten kask na jego głowie, był stanowczo za duży no, ale co się dziwić kiedyś nie było tak jak dzisiaj, że każdy ma swój zamawiany na miarę i to jeszcze ma wymagania jaki chce. Czy to z jakimiś wstawkami czy to z orzełkiem czy jeszcze z czymś innym. Ale stop! Kiedyś, czyli?! Od razu oderwałam się od fotografii i spojrzałam niżej: „Pierwsze kroki Krzysia na skoczni, 15 grudnia 2005 rok.”. Teraz to już wiem wszystko! No prawie wszystko. Prawie 10 lat temu po raz pierwszy stanął na skoczni, kto by pomyślał, że to już tak szybko minęło! Aż mi głupio, że dopiero teraz się o tym dowiedziałam. Chwilę jeszcze wpatrywałam się we fotografię, ale już po chwili oglądałam kolejną stronę. A tam coś co mnie sprowadziło na ziemię, dobre poczucie humoru odeszło bo zobaczyłam siebie i Dawida, na jednym zdjęciu! Miałam wtedy 9 lat, no ludzie a on starszy ode mnie o jakieś 6 lat!  Co wywołało u mnie takie emocje, przypis. Naprawdę nie było to śmieszne jak na tą chwilę obecną, w której się znalazłam. Pewnie jakieś dwa lata temu śmiałabym razem z Dawidem z tego, no ale nie teraz! A co tam pisało?! „Nasze gołąbeczki”. No naprawdę? Sam dobrze wiem, że jak byłam młodsza to po prostu szalałam prawie za każdym skoczkiem, a chyba najbardziej właśnie za nim, Dawidem. Gdybym mu teraz o tym powiedziała to by mnie wziął za jakąś idiotkę a co gorsze za idiotkę. No, ale nie… on taki nie jest przecież, co ja gadam?! Naprawdę zgubiłam głowę. Nagle z tych moich obmyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi.

-Pewnie to Krzysiek wrócił z Agatką. –pomyślałam.

Wstałam z kanapy i popędziłam do drzwi, a dźwięk dzwonka roznosił się niekończąco po domu. Otwierając drzwi cieszyłam się w duchu, że w końcu wygonią moją wieczorną towarzyszkę, że będę mogła Krzysiowi się wygadać i w ogóle. Ale gdy otworzyłam drzwi aż podskoczyłam. Bo tam wysoki blondyn, którym był Dawid.

-Jednak przyjechał. –westchnęłam. No, ale też się lekko rozczarowałam no, ale zawsze ktoś do pogadania. W takich chwilach to bym wpuściła każdego do domu bez wyjątku, byleby z kimś pogadać. Niby cisza mi przyjazna, ale jednak nie w takiej sytuacja.

Przyglądałam mu się w milczeniu przez dłuższy czas. Zimno buchało na mnie z dworu a ja nawet nie odważyłam się pierwsza odezwać i zaprosić go do środka. Głupia! Wpatrywałam się tylko w jego niebieskie duże tęczówki, przez chwilę miałam poczucie gdybym widziała przed sobą Edytę. Matko z nią w ogóle jest?! Kiedy tak o niej rozmyślałam w oczach zakręciła mi się, aż łezka. Nie czekając na nic jak głupia wtuliłam się w ramiona Dawida. Wtedy poczułam te ciepło, dawało mi ono poczucie bezpieczeństwa. Dzisiaj się przekonałam, że nie tylko jego ciepło tak na mnie działa. U Macieja też potrafię czuć się równie bezpiecznie! jak to w ogóle możliwe, pewnie gdybym straciła przytomność to bym nie rozróżniła w czyich jestem objęciach, czy Maćka czy też Dawida. Zanurzając się głębiej we wspomnienia związane właśnie z nią wybuchłam płaczem, niekontrolowanym płaczem. Ciekawe co sobie teraz o mnie pomyślał… Stałam jak głupia 10 minut wpatrując się w niego milcząc i nagle zaczęłam ryczeć i go mocno przytuliłam. No ludzie! Jaka ja głupia!
Pocałował mnie w czoło, po czym przesunął mnie lekko do środka domu i zamknął za sobą drzwi. Powoli czułam lekki chłód, odsuwał mnie od siebie. Po chwili jego dłonie dotknęły moich ramion, a nasze spojrzenia się spotkały, znów wpatrywałam się w jego tęczówki. Po czym zapytał śmiało:

-Mów co się dzieje.

-Co się dzieje pytasz. –otarłam łzy i znów wpatrywałam się w podłogę.

-Mogę jakoś w ogóle pomóc?

-Najlepiej byłoby gdybyś zniknął z mojego życia. Nie byłoby zbędnych kłótni i płaczu. –pomyślałam po czym mu odpowiedziałam: -Tak. –rzuciłam krótko.

-No to mów kobieto bo mnie doprowadzasz do paniki. –rzucił, ale nie było to dla żartów jak to poprzednio bywało, ale poważne. Naprawdę to go wstrząsnęło. No, ale to moja sprawa co się ze mną dzieje a nie jego, co nie? Ale prawda taka, że gdyby zniknął mi z życia to byłoby inaczej a jednak lepiej.

-No kurde, pytasz się co się dzieje. No ty się dziejesz! –wyrzuciłam to w końcu z siebie. –Może dla ciebie to normalne, ale u mnie jest całkiem inaczej. Możesz się śmiać, ale ja tak nie mogę, wolałabym gdyby ciebie było. –dodałam po czym poczułam jak po moich policzkach spływają pojedyncze łzy. Nagle sięgnął rękę i je przetarł, po czym wrócił do głosu:

-Ale Alicja! –aż krzyknął potrząsając mną, po chwili poczułam jak na moją rękę skapują krople łez, znów zaczęłam roić łzy.

-No co ja. –spojrzałam na niego od niechcenia. -Dawid! Ty nie rozumiesz! Zjawiasz się po dłuższym czasie, znów zaczynasz ten temat jak było nam dobrze i w ogóle a później chcesz, żebym była twoją osobą towarzyszącą na ślubie Dagmary. No Dawid! –dodałam i znów rozbeczałam się jak głupia. –My kobiety jesteśmy całkiem inne, różnimy się od was. Dla was wszystko jest takie proste ale nie…. Dla mnie na pewno nie! –wykrzyczałam mu to prostu w twarz. Oderwałam się z od niego i cofnęłam w tył, obróciłam się na pięcie p ruszyłam przed siebie.

-Naprawdę tak myślisz?! –usłyszałam za plecami jego głos, nagle szarpnął moją rękę i już po chwili ponownie stałam z nim twarzą w twarz. –Teraz będziesz tak ubolewać, co?! –spojrzałam się na niego ze wściekłością. –Ty tak nie myślisz, ktoś wcisnął kity! Ty sama najlepiej wiesz jak jest. –po chwili dodał nieco spokojniej, a ja dzięki temu poczułam się nieco swobodniej, te całe napięcie nieco opadło.

-A właśnie, że myślę! –krzyknęłam z wielką złością, mówię tak jak jest i myślę.

Po chwili przysunął się do mnie bliżej co wywołało u mnie nutkę niepokoju. Kiedy spojrzałam mu się w oczy zauważyłam coś czego nie dostrzegłam. Przyglądając mu się przez chwilę zaczęłam lamentować, nie potrzebnie mu to wszystko mówiłam. On cały czas był pod wpływem melancholii, a jak głupia obwiniałam go w takim momencie o wszystko. Nagle poczułam, że muszę na to jakoś zareagować, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia co się stało bo byłam pochłonięta swoimi zażaleniami.

-Lepiej ty mów co się dzieje. –te rozżalone oczy dały mi do zrozumienia, że go też coś dręczy. Zmieniłam swoją chwilową postawę do niego na lepszą z niesioną pomocą do jego osoby. Po czym mnie olśniło, że tak naprawdę ja wiem o co mu chodziło od samego początku. Jeszcze chwilę nad tym pomyślałam i z całego serca go przeprosiłam.

-Tak naprawdę to nie masz za co przepraszać, sam trochę ciebie rozumiem. Masz rację nie najlepiej zrobiłem, tak szczerze to się boję co tak naprawdę sobie pomyślałaś. –chciałam się wtrącić, ale nie dał mi dojść do głosu. –Nie chcę nawet wiedzieć, niech zostanie tak jak jest. –uśmiechnął się od niechcenia.

-Lepiej mów co się z nią w ogóle stało, przychodzisz jakiś smętny, a ten SMS naprawdę mnie nie rozweselił, a raczej przeciwnie.

-Może usiądźmy. –wskazał dłonią na stojąc nieopodal nas kanapę. Nie zaprzeczyłam, już po chwili na niej siedzieliśmy. Ja rozwalona na niej, a nawet na nim, leżałam przykryta swoim kocem i wtapiałam swój wzrok w jego stroskaną twarz. –Nie wiem sam od czego zacząć. -przewróciłam tylko teatralnie oczami, zauważył to. Wyszłam na pewno wyszłam na jakąś idiotkę w jego oczach… -Mam nadzieję, że dla ciebie równie ważne jest to co się z nią dzieje. No co by ci tu mówić, na pewno nie mam ochoty toczyć tematu Edyty.

-Ja też, ale chciałabym wiedzieć co się z nią w ogóle dzieje, telefony i widomości od niej zaczęły milczeć. A wiesz dobrze, że nie była dla mnie kimś tam, tylko ważną osobą.
Co by tutaj wam mówić o Edi, na pewno była i jest dla mnie kimś bliskim i ważnym pomimo tych wszystkich zajść między mną i jej rodziną, i nią samą. W podstawówce, gimnazjum i liceum, byłyśmy jak siostry zawsze razem, aż do pewnego momentu. Nie tylko do mnie się nie odzywała, ja miałam jako jedyna najdłużej z nią kontakt. Jeszcze niedzielę wysłała mi życzenia z okazji imienin, to był ostatni odzew. A co ma powiedzieć reszta, np. taka rodzina Dawida… Oni ostatni raz mieli z nią kontakt z jakieś 3 miesiące temu, czyli jakoś rok od jej wyjazdu do Niemiec. Zawsze codziennie odezwała się wieczorem, ale to się już skończyło. Mnie też znienawidziła…

-Jakoś trzy tygodnie temu dostaliśmy wiadomość o tym, że zachorowała na nowotwór. –zaczął Dawid, a ja tylko zmartwiałam. Znając ją to zawsze zdrowa jak ryba, szalona, rozbiegana i aktywna zupełnie tak jak Dawid, podobni jak dwie krople wody. –Mama naprawdę się przeraziła, co ja się o dziwo zdziwiłem. Za to wszystko co nam zrobiła, no naprawdę nie mogę uwierzyć.

-A jak ty w ogóle zareagowałeś, przecież to twoja siostra. –zapytałam się, ponieważ już sama nie mogłam znaleźć odpowiedniej odpowiedzi na swoje pytanie, było ich za dużo a nie wiadomo, która tak naprawdę odpowiednio właściwa.


-Kiedy tylko wyjechała z Polski znienawidziłem ją za to co zrobiła, jak potraktowała naszą mamę, ile nacierpiała przez nią. –zaczął niepewnie, cały czas było widać, że nie jest mu łatwo o tym mówić po prostu trudno mu z tym. Obiecałam sobie, że po tej odpowiedzi odwrócę kota ogonem i przejdziemy do nieco weselszych spraw, o ile nam to w ogóle wyjdzie. -3 miesiące temu zdałem sobie sprawę, że już dla mnie nie istnieje, że mam tylko jedną, Dagmarę. –te słowa mnie zamurowały, kompletnie nie wiedziałam co robić. Przytuliłam go mocno i wtedy poczułam całe ciepło buchające od jego ciała. Zrobiłam to, ponieważ tylko na tyle było mnie stać, nawet nie miałam siły wydusić z siebie ani jednego słowa, a co dopiero wspólnie z nim rozżalać… 

*  *  *  *  *  *  *  *
No to jest ten 6 rozdział, weny nie było, no niestety...
Niecały tydzień temu trzynastka wybiła... Już teraz mogę powiedzieć, że pechowa. Minęło zaledwie kilka dni od moich urodzin a już tyle nieszczęść. Aktualnie ledwo żyję, za długo byłam zdrowa...

A tak w ogóle dziękuję, że jesteście ze mną, te co komentują i te, które tego nie robią, ale po prostu jesteście! 
Dziękuję Kochane  :*