-Naprawdę
mu tak powiedziałaś? –kiwnęłam twierdząco głową na co zrobiła wielkie oczy. –No
nie gadaj. –opadła bezradnie na kanapę unosząc przed siebie ręce z
niedowierzenia.
-A
co miałam zrobić?! –oburzyłam się.
-No
nie wiem…
-Boję
się tylko jednego…
-Jak
zareaguje pani Gosia. –dokończyła. –Czyli jednak o czymś myślałaś posuwając się
do tego stopnia. –dodała po chwili.
-Aneta
to nie jest tak jak myślisz. Po porostu nic już z tego by nie było, musi ona to
zrozumieć tak jak ty z resztą, co wydawało mi się dla ciebie zrozumiałe jeszcze
tydzień temu w sobotę przed samym ślubem.
-No,
ale ja ciebie rozumiem jak nikt inny. Przecież…
-Aneta!
–wrzasnęłam, od razu swój wzrok przeniosła na moja osobę wpatrując się we mnie
z zaskoczeniem. –On jest o mnie zazdrosny. –kontynuowałam nieco już uspokojona.
-No
to chyba normalne, co nie? –wtrąciła się.
-O
Maćka. –momentalnie jej oczy zrobiły się duże i zaniemówiła. –No, ale o Maćka,
ty to rozumiesz? Zobaczył jego bluzę u mnie w salonie i od razu zaczął kłótnię.
-Ale
zazdrośnik…
-Blond
zazdrośnica. –parsknęłam śmiechem, od razu poczułam, że atmosfera tej rozmowy
się rozluźniła.
-A
mogę o coś zapytać? –przytaknęłam głową. –No, ale wiesz… No ty nic z Maćkiem? –jej
słowa były dla mnie nie zrozumiałe co od razu zauważyła bo zaczęła kontynuować.
–No wiesz chciałam się tylko upewnić, no bo…
-Weź
ty też za dużo sobie nie wyobrażaj. –wcięłam się.
-Mam
jeszcze dużo do powiedzenia na ten temat, ale jak wolisz. Kończymy ten temat i
zapominamy, może być? –spojrzała na mnie pytająco a ja tylko wydusiłam z siebie
lekki uśmiech, który w 100 procentach oznaczał potwierdzenie tego pomysłu.
*
Można
powiedzieć, że dzisiaj mamy leniucha. Po powrocie od Anety przyszła pora
obiadowa, a po zjedzeniu go wylądowaliśmy właśnie tutaj, w salonie na kanapie,
wszyscy w trójkę wtuleni w siebie. Na pewno gdyby ktoś wszedł teraz do domu nie
wiedziałby co się tutaj dzieje. Na ulicy nie raz spotykałam się z takim czymś
kiedy ludzie naprawdę myśleli, że ja i Krzysiek to para a Agata jest owocem
tego związku. Każdy ma przecież prawo do jakiejkolwiek pomyłki tak samo jak do
popełnienia błędu. Uczymy się na błędach, nikt nam tego nie zaprzeczy. Dostajemy
od życia drugą szansę, której nie możemy zaprzepaścić.
*
Dziś
po raz kolejny stanęłam na torze wyścigowym a wraz ze mną kilku innych
zawodników. Szczerze mówiąc nie wiem z kim rywalizuję, jakoś nie zwracam na to
uwagi. Jednego byłam pewna, jestem jedyną kobietą na starcie jak i na mecie. Na
całe szczęście u nas nie jest tak jak w Ameryce, wychodzi atrakcyjna kobieta
przed samochody z chorągiewkami w kratę biało-czarną i macha gotowi, do startu, start. No i ruszyli! Nie
ukrywam, że płci przeciwnej się to bardzo podoba no, ale litości dla nas
kobiet! Mogłoby być jak tam im się tylko podoba… Tylko, że tutaj w moim
przypadku liczy się jedno. Liczy się tylko zwycięstwo, droga po nie! Win a race! 5 okrążeń i będzie wszystko jasne, kto wygra a
kto wróci załamany do domu. Dopiero na podium się okazuje z kim miałam
właściwie do czynienia na torze.
Stojąc
na starcie znów czułam się strasznie dziwnie, choć wiedziałam, że na trybunie
są moi najbliżsi, którzy wspierają mnie jak tylko mogą, z całych sił. A co najważniejsze
wierzą we mnie, w moje nie małe możliwości. Posłusznie zgodnie z komendą
prowadzącego spojrzałam przed siebie na wielkie światła, które momentalnie
zaświeciły się na czerwono. Po chwili zmieniły się na pomarańcz i nagle
zawidniał zielony kolor. Szybko wrzuciłam gaz, zmieniłam bieg i już wysunęłam
się na prowadzenie. Nawet nie próbowałam zwracać uwagi na to czy jestem na
początku czy też na samym tyle. Dawałam z siebie 110%. Nawet nie wiem kiedy
miałam za sobą 4 okrążenia. Wyszłam z zakrętu perfekcyjnie.
-Teraz
tylko prosta po zwycięstwo. –westchnęłam widząc, że przede mną został tylko
niewielki prosty odcinek.
*
Stałam
na podium, na najwyższym stopniu, co mnie dzisiaj w ogóle nie zaskoczyło,
ponieważ moja konkurencja nie była z pierwszych stron gazet. Na niższym miejscu
stał Maciej, ten Maciek Kot, przez cały czas nie schodził mu uśmiech kiedy
tylko na mnie spoglądał. Nie zostało mi nic innego jak odwzajemnić mu się tym
samym, może i wymuszony, ale zawsze coś. Ostatni stopień należał do tutejszego
„mistrza”, którym był nikt inny jak Tomasz Zbójkowski. Cieszyłam się jak głupia
oblewając szampanem pozostałych zawodników, tak jak we F1. Byłam przepełniona
euforią, znów stanęłam na górze, znów prowadzenie, znów wygrana z pozostałymi.
Nic nie mogło mnie bardziej dziś ucieszyć jak wygrana z samym panem Kotem.
Między nami walka była do samego końca. Można powiedzieć, że wygrałam tutaj
fartem, a on otarł się o zwycięstwo. A tym wszystkim co dało mi wygraną był
ułamek sekundy różnicy między moim a jego dotarciem do mety.
*
Po
wyczerpujących minutach przed kamerami powróciłam do moich wiernych kibiców. W
dalszym ciągu myślę, że ci dziennikarze nie mają zielonego pojęcia o tej
dyscyplinie a wywiady prowadzą z przymusu byle by wykonać swoje zadanie. Ich
pytania są bezsensowne, a dalszy ciąg tej rozmowy przenosi się na moje życie
prywatne. Czy o to w tym wszystkim chodzi? No chyba nie… Podchodząc do swojego
samochodu zauważyłam małą grupkę ludzi, którzy byli ubrani w jednakowe bluzki.
Były one w kolorze czarnym z białym napisem „Alicja
go for the win”. Będąc coraz bliżej moich przyjaciół coraz szczerzej się
uśmiechałam. Zauważając moją osobę idącą z niemałym pucharem zaczęli bić
gromkie brawa. Po chwili ujrzałam biegnącą w moją stronę Agatę, która rzuciła
mi się w ramiona. Mała była szczęśliwa jak nigdy. Podeszłam do reszty gdzie
panowała całkowita idylla, która była wywołana moim zwycięstwem. Krzysiek,
Aneta, Kuba, mała, Dagmara wraz z Tomkiem, najlepsze to, że wszyscy w
jednakowych koszulkach. Niespodziewanie zza Kuby wyłonił się jego młodszy brat,
również miał na sobie firmową bluzkę.
-To
od nas wszystkich. –zbliżył się do mnie wręczając mi niewielką paczkę. –W końcu
jesteśmy w jednym teamie. –dodał nie przestając uśmiechać się.
-Musimy
jakoś wyglądać! –krzyknął Krzysiek co wywołało lekkie parsknięcie z mojej
strony.
-A
czy ja w ogóle zapraszałam kogoś do mojego teamu bo nie przypominam sobie?
–zapytałam ironicznie co wywołało śmiech u każdego z osobna.
Otworzyłam
paczkę i znalazłam tam odpowiednik naszej ekipy, od razu będzie można zauważyć
do kogo oni należą. Ubierając ją na siebie uśmiech nie schodził mi z twarzy,
jacy oni są kochani! Jedyne co mnie zabolało to, to że wspierają mnie a co z
Maćkiem? Sam zapisał się do mojego teamu a przecież on sam nie jest najgorszym
kierowcom, muszę mu to w jakiś sposób zrekompensować.
*
Po
drugim sygnale usłyszałam jego wesoły głos.
-No
cześć. –rzucił na początek.
-Myślę,
że muszę ci to wszystko w jakiś sposób zrekompensować.
-Nie
wiem co masz na myśli, ale jestem chętny. –zaśmiał się.
-Za
10 minut wychodzę z małą na spacer w kierunku Gubałówki przez Krupówki. Możesz
się dołączyć a dalej niespodzianka. –uśmiechnęłam się sama do siebie na myśl co
takiego dla niego wymyśliłam.
-Mam
nadzieję, że nie muszę się niczego bać. –ponownie usłyszałam po drugiej stronie
śmiech.
-Myślę,
że tak o 17 przed stacją na Gubałówkę, no chyba, że złapiesz nas gdzieś po
drodze.
-No
to do zobaczenia.
Rozłączyłam
się i ruszyłam po schodach w dół do salonu. Będąc coraz bliżej celu słyszałam
tylko śmiech Agaty, to wskazywało tylko na jedno bawiła się w najlepsze w
towarzystwie swojego wujka.
-Co
ty robisz z moją księżniczką? –rzuciłam przez śmiech, którego nie mogłam
opanować widząc zaistniałą sytuację.
-Jakbyś
nie zauważyła to się bawimy. –odpowiedział oddając mi ją w moje ręce.
-Mogę
ci oświadczyć, że dzisiejszy sobotni wieczór masz dla siebie. –dodałam siadając
na fotelu wraz z małą a ten spojrzał się na mnie pytająco. –Idę z małą do parku
i na lody. –wyjaśniłam mu.
-Czy,
aby na pewno tylko to. –zaśmiał się a ja poczułam jak trafiał w sedno.
-No
dobra. –uśmiechnęłam się do niego litościwie a on wzniósł w górę rękę i
wskazując w geście kazał mi kontynuować, iż się niecierpliwił. –No i spotkać
się z Maćkiem. –na jego twarzy od razu pojawił się wielki śmiech wskazujący, że
bardzo cieszy się z mojego posunięcia.
-Zuch
dziewczynka. –podarował mi buziaka w policzek i zniknął gdzieś w ciemności
korytarza wiodącego do drzwi wejściowych. –Wychodzę w takim razie i się nie
martw dom będziesz mieć wolny na noc! –usłyszałam jego głos a po chwili
zamykające się drzwi.
-No
to fajnie. –mruknęłam pod nosem uśmiechając się. –No to jak mała, idziemy na
lody i spotkać się z Maćkiem? –zapytanie skierowałam do córki a ta tylko się
szeroko uśmiechnęła i mocno mnie przytuliła.
*
Szłyśmy
we dwie spacerkiem wzdłuż Krupówek. Przed nami przewijały się setki ludzi,
którzy przyjechali wypocząć tutaj, do Zakopanego. 24 lipca - środek sezonu, nie
ma się wcale co dziwić, że jest tutaj tylu turystów. W te wakacje wczasowicze
nie mogą narzekać na pogodę, iż jest ona przecudowna! Nic dodać, nic ująć.
Nagle poczułam jak obejmuje mnie ktoś od tyłu nie ukrywałam mojego zdziwienia.
Był to Maciej, od razu skradł pocałunek z mojego policzka przy czym Mała się
nieco uśmiała a już po chwili się do niego tuliła. Tuliła się jak do własnego
ojca, którego nie miała… To jest to czego nie mogłam jej niestety zapewnić,
dlatego starałam się cały czas pełnić rolę obojga rodziców, ale przecież się
tak nie da…
-Mam
nadzieję, że nie czekałyście długo na mnie. –pojawił się przede mną brunet,
któremu jak zawsze uśmiech nie schodził z twarzy. Nigdy w życiu nie widziałam,
żeby nie promieniował radością zupełnie tak samo jak jego własny brat. Naprawdę
są do siebie podobni jak dwie krople wody.
-Idziemy
w takim tempie, że bynajmniej ty byś na nas czekał na miejscu. –uśmiechnęłam
się szeroko i ruszyliśmy w stronę kolejki na Gubałówkę.
-No
to jaki cel tego wieczoru? –zapytał wsiadając do wagonu.
-Na
cel dzisiejszego wieczoru stawiam dobrą zabawę.
-Ale,
że tam na górze? –zobaczyłam jego niemałe zaskoczenie w oczach. Przytaknęłam
zgodnie głową i na mojej twarzy rozrysował się szczery uśmiech. –Nie no, kurcze
nie wiem czego mam się spodziewać. –zaśmiał się co wzbudziło niemałe zainteresowanie
u pozostałych podróżników.
*
Siedzieliśmy
popijając kawę w ciszy, w jednej z kawiarni na szczycie. Widoki były
niesamowite, które wzbudzały nie jedno zauroczenie do tego miejsca. Siedział
naprzeciwko mnie a Agata bawiła się razem z innymi dziećmi na placu zabaw, który
znajdował się na terenie tego ośrodka. Panowała między nami denerwująca cisza,
która wisiała w powietrzu. Nikt nie wiedział jak zacząć tą rozmowę, od czego ją
zacząć. Spoczywałam na krześle z nadzieją, że to on pierwszy raczy się odezwać.
Cały czas bawiąc się łyżeczką w kawie, przelewałam z niej kawę i tak w kółko.
-Przepraszam,
ale nie wiem od czego zacząć. –odezwałam się pierwsza. Uniosłam wzrok na niego
i zauważyłam jego uśmiech, z którego można było odczytać tylko jedno.
-Wydaję
mi się, że na początku powinienem cię przeprosić. –spojrzałam się na niego
pytająco. –Za to, że nie miałem dla ciebie czasu, żeby spotkać się chociaż na
chwilę pomimo twoich próśb, zaproszeń to się nie udało. –bez wahania zaczął mi
tłumaczyć. -Przepraszam. –dodał po chwili z uśmiechem.
-Nie
masz za co przepraszać, rozumiem bo z Krzyśkiem mam to samo. –uśmiechnęłam się i
zaczęłam kontynuować. –Tak w ogóle to chciałam sobie z tobą wytłumaczyć kilka
istotnych rzeczy.
-Nie
ma sprawy, tylko nie pozwól mi się niecierpliwić. –parsknął śmiechem.
-Między
innymi chodzi mi o naszych wspólnych znajomych. –podniósł jedną brew wyżej w geście,
że nie ma zielonego pojęcia do czego nawiązuję. –Chodzi tutaj o twojego brata, Anetę
no i mojego braciszka. –wypowiadając ostatnią nazwę nie uszło mi to i wybuchłam
śmiechem. –Przepraszam, ale nie wiem jak to sformułować…
-Cały
czas gadają i zmuszają do czegoś więcej. –spojrzałam się na niego z
niedowierzeniem. –To chciałaś powiedzieć, prawda.
-Tak.
–odpowiedziałam nieco spokojniej.
-A
no widzisz bo mam tak samo. –na samą myśl o tym co on musi przeżywać
uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie
myślałam, że może to pójść tak szybko.
-Wiesz
co? –podniosłam na niego wzrok. –Masz cudowną córkę. Nie ukrywam, że sam bym
chciał mieć taką. Jest twoim odbiciem w lustrze z młodszych lat.
-Dziękuję.
–poczułam jak moje policzku się czerwienieją, nie dało się tego ukryć przed
nikim. –Choć tu do mamuni. –wręcz krzyknęłam widząc biegnącą w moją stronę
córeczkę. Usadowiłam ją na swoich kolanach i zapiłam usta w kawie.
Mała
zmiennie spoglądała na nie a następnie na Maćka uśmiechając się szeroko.
-Mamusiu
a kim jest mój tata? –poczułam jak ktoś wbija mi miecz w serce. Nigdy bym się
spodziewała takich słów z ust mojej małej córki, na pewno nie w tym wieku. Na
taką rozmowę trzeba się przygotować, powinna dorosnąć i rozumieć świat by się
pogodzić z taką wiadomością, losem. Nie chciałam by Maciej zauważył jak jest mi
ciężko w takiej sytuacji, próbowałam pokazywać jaka jestem silna, że daję sobie
z tym radę, jak z tym walczę, że nie jest źle. Po chwili poczułam jego ciepłą
dłoń na mojej, uśmiechnęłam się lekko co odwzajemnił tym samym. Nie ukrywam
dodało mi to otuchy i wskazywało na to, że rozumie jaki mi ból sprawiło to
kilka słów złożone w jedno jakże trudne pytanie wypowiedziane z ust mojej
małej, prawie trzyletniej córeczki. No, ale jak mam jej na to odpowiedzieć? Tak naprawdę to było przypadkiem całkiem z
nie mojej winy, nie chciałam tego. Tak mam jej powiedzieć no chyba nie?!
-Idź
się pobawić jeszcze trochę to dzieci bo niedługo będziemy się zbierać do domu,
dobrze? –zwróciłam się do małej, która od razu wesoła pobiegła do reszty
pociech swoich rodziców. Czułam jak zaczynają mi spływać po policzku pojedyncze
łzy.
-Nie
przejmuj się, może i nie jestem jakimś najlepszym ojcem, ba w ogóle nim nie
jestem, ale dla małej te słowa w wypowiedziane w takim wieku nie mają zbyt
wiele do rozumienia. One same ich nie rozumieją. Moim zdaniem dobrze myślisz,
że powinna dorosnąć do takich rzeczy, musisz ją przygotować do przyjęcia tej wiadomości
w czym mogę ci pomóc. –poczułam jak objął moje dłonie w swoje co wywołało
dziwne uczucie wewnątrz mnie. Jak to w ogóle możliwe, że on tak dobrze mnie
rozumie, czyta mi w myślach…
* * * * * *
Witam i czołem Kochane!
Jest i 8 rozdział, jakiś taki no masło maślane. Ale jest!
Czytasz - komentuj, to motywuje.
Pozdrawiam, Alutka :*